sobota, 9 lutego 2013

Moj najlepszy przyjaciel

   Wczorajszy dzien minal mi bardzo szybko. Z ostatniego spotkania wyszlam tuz po 17, i udalam sie prosto w kierunku metra Saint Michel. O 17.30 bylam umowiona z Benjaminem w recepcji jego hotelu, wydalo mi sie to najlepszym rozwiazaniem gdyz on, nie znajac miasta moglby miec problemy z odnalezieniem sie w Paryzu. Od jego hotelu dzielilo mnie raptem kilka stacji metra, i okolo 10 minut marszu. Wsiadajac wiec do wagonu, wyjelam kosmetyczke, umalowalam usta  blyszczykiem i rozczesalam potargane od wiatru wlosy. Spojrzalam jeszcze raz na google map w telefonie i wysiadlam na przystalku Bonne Nouvelle lini 8. Na spotkanie szlam pelna napiecia  i mieszanych emocji. Rozne mysli plataly  sie po mojej  golwie, czy bedziemy mieli o czym rozmawiac po dziewieciu latach, czy bardzo sie zmienil, zastanawialam sie jak potoczy sie nasz wieczor.

   Pchnelam hotelowe drzwi  i pewnym krokiem weszlam do przestronnego holu, recepcjonistka przywitala mnie milym usmiechem i pytaniem w czym moze pomoc. Zanim zdazylam odpowiedziec ujrzalam go w drugim koncu saloniku hotelowego. Szukal czegos w torbie, mialam raptem kilka sekund na przypatrzenie sie mu zanim zorientuje sie, ze go obserwuje. Nic sie nie zmienil, wygladal tak jak przed kilkoma latami. Wysoki, nadal szczuply, przystojny brunet. Podniosl glowe, i gdy mnie zobaczyl na jego twarzy pojawil sie olbrzymi usmiech. "Paulina!" zawolal w moim kierunku  i pomachal reka. Ja rowniez sie usmiechnelam i usciskalam go na powitanie, tak w amerykanskim stylu :) Zaproponowalam drinka w pobliskim barze niedaleko metra. Boulvard de Bonne Nouvelle, slynie z wielu miedzynarodowych knajpek i barow, kilka minut pozniej siedzielismy w jednym z nich popijajac Mojito. Mielismy sobie tyle do opowiedzenia, ale nie wiedzielismy od czego zaczac. Kilka uprzejmosci, jak minela podroz, jak bylo w Niemczech, czy podoba mu sie hotel... Po kilku lykach magicznego napoju, oboje wyluzowalismy i rozmowa potoczyla sie sama, opowiadalam o Liliance, o Martinie i o mojej aktualnej pracy. On mowil o sobie, i o swoim zyciu w Detroid. Po wypitym drinku zorientowalam sie, ze musimy szybko jechac do domu bo robi sie pozno, a ja musze zwolnic nianie, ktora siedziala z mala w domu. Podroz metrem i kolejka byla jednym wielkim nieporozumieniem. Linia numer 4 byla tak zapakowana, ze musilismy przepuscic szesc kolejek zanim udalo nam sie wcisnac do siodmej. Jak prawdziwe sardynki w puszce, jechalismy na Gare du Nord, naszczescie wczesniej wypite Mojito i wspolne towarzystwo sprawilo, ze mimo tego ogromnego tloku dopisywal nam humor. Na dworcu okazalo sie, ze sa jakies kolejne problemy z zasilaniem i wszystkie kolejki maja opoznienia i rowniez sa zapchane. Udalo nam sie wcisnac do jednej z nich, i dzieki wielkiemu szczesciu pociag ruszyl chwile pozniej. Po dwunastu minutach podrozy,wysiedlismy na stacji w mojej miejscowosci, Ben nie mogl uwierzyc,ze opuscilismy miasto i znajdujemy sie na przedmiesciach. W piatkowy wieczor, na ulicach tetnilo zycie, ludzie wracali z pracy, z zakupow. Mlodziez zaczela sie juz spotykac pod kinem i pubem znajdujacym sie obok. A my szybko wsiedlismy w samochod i pojechalismy do mojego domu.

    Wchodzac do ogrodu, ponownie poczulam zdenerwowanie, gdyz zobaczylam zaparkowany skuter Martina. Czyli juz wrocil, jest w domu i na nas czeka. Tak na prawde, bardzo przejmowalam sie ta sytuacja, jak na siebie zareaguja, czy sie polubia, czy beda mieli o czym rozmawiac? W drzwiach domu przywital nas Martin w garniturze i Lilianka w pizamie. Niania wlasnie wychodzila. Podczas gdy zdawala mi szybka relacje z popoludnia malej, Martin zajal sie "moim" gosciem. Gdy zamknelam drzwi za niania, oni oboje juz siedzieli na kanapah w salonie i prowadzili swobodna dyskusje. Martin opowiadal o swoim beznadziejnym dniu w pracy i ze o dwudziestej ma jeszcze konferencje telefoniczna, ale ze do nas dolaczy pozniej. Tak wiec zostalam sama z Benem i Lilianka, saczylismy szampana (Liliana soczek) i jedlismy oliwki. Lilianka bardzo polubila Bena, zwlaszcza, ze przywiozl jej prezenty wiec dala sie przekupic. My z Martinem rowniez dostalismy suveniry, Ben jak na prawdziwego fana sportu przystalo przywiozl nam tshirty i czapeczki z druzynami baseballu i koszykowki. Martin wrocil do nas po godzinie, a ja poszlam polozyc spac Lilianke, zostawiajac chlopakow sam na sam. Schodzac do salonu po okolo 10 minutach, slyszalam juz ich gromki smiech. Wlasnie rozmawiali o podrozach, a oboje je uwielbiaja. U Martina mnie to nie dziwi, gdyz Francuzi kochaja podrozowac. Ale Amerykanie jezdzacy po calym swiecie to juz raczej rzadkosc.

   Kolacja toczyla sie swoim rytmem, ryba z rusztu z brokulami , francuskie sery, deser od Fauchon... Butelke szampana i butelke wina pozniej, cala nasza trojka byla bardzo wyluzowana. Ben opowiadal nam o swoich poprzednich zwiazkach, o  milosnych wzlotach i sercowych upadkach, o radosciach i smutkach, i o rozczarowaniu, gdy okazuje sie jednak, ze to nie to. W tym roku Ben bedzie obchodzil swoje 35 urodziny, tak jak Martin. Ben jest nadal kawalerem, z czego to wynika? On sam mowi, ze to jego wina, ze szuka kobiety idealnej, ze stal sie zbyt selektywny, ze zawsze znajdzie cos co mu przeszkadza w danej partnerce. Martin ma zone (ktorej daleko od idealu) i dziecko (ktore jest prawie idealne :) Czy gdybym kilka lat temu nie wpadla przypadkiem na Martina na Operze, tylko pojechala do Nowego Jorku, czy dzis bylabym z Benjaminem? Nie, na pewno nie. Benjamin, jest cudownym czlowiekiem, wiele nas laczy lecz jeszcze wiecej dzieli.... Zamowilam mu taksowke,okolo pierwszej w nocy, Martin przeprosil, byl bardzo zmeczony wiec poszedl polozyc sie spac, a ja czekalam z Benem na dole, az przyjedzie jego samochod. Powiedzial mi, ze bardzo sie cieszy, ze moglismy sie ponownie spotkac po tylu latach, ze mam swietnego faceta i rewelacyjna coreczke. Ze cieszy sie moim szcesciem, i ze on tez chcialby kiedys spotkac kobiete, ktora moglby tak bardzo kochac jak Martin kocha mnie......


    Dzis wieczorem idziemy na kolacje do przyjaciol, mieszkajacych blisko Luku Triumfalnego, na Place des Ternes, bedzie nas szesc osob, dzieci zostawiamy pod opieka dziadkow, a my bedziemy szalec w Paris by night. Przy sniadaniu Martin sie mnie zapytal, jakie ma plany Ben na wieczor, odpowiedzialam ze raczej chyba zadne, a on na to "To zabierzemy go z nami na impreze po kolacji"

   Martin, jest wspanialym mezczyzna, czulym, opiekunczym i bardzo wyrozumialym. Jest moim mezem, ojcem mojej coreczki, moim kochankiem, ale przede wszystkim jest moim przyjacielem. Najleprzym przyjacielem jakiego mozna miec na swiecie, i kolejny raz udowodnil to dzisiaj przy sniadaniu :)


PS. Dziekuje Wszystkim za tak sympatyczne komentarze, jest mi bardzo milo, ze podoba sie Wam sie moj blog. Bede w miare mozliwosci uwazac na literowke i ortografie, ale bledy te wynikaja bardzo czesto z klawiatory "azerty" i pospiechu w ktorym pisze. Coz nie latwo byc, mama, zona, pracujaca kobieta, kucharka i blogerka jednoczesnie :) Ale o wiecie same :) Pozdrawienia ze slonecznego Paryza! Paulina

17 komentarzy:

  1. nie mogłam się doczekać wpisu ;) super,że spotkanie się udało życzę miłej imprezy Paulinko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam różnież ciekawa Waszego spotkania , cieszę się, że wszystko się dobrze potoczyło. Również życzę miłej imprezy ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się twoj styl pisania, wciąga ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. :)Ależ powiało wielkim światem! Ale najważniejsze jest to, że masz miłość. Ten kto ma miłość, wygrał życie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie powiedziane...kto ma miłość , ten wygrał życie :)

      Usuń
    2. PMC jest pisarka, stad takie piękne i mądre stwierdzenia. ;)

      Usuń
  5. Więcej, więcej, więcej i więcej!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. TAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!!!!!!! więcej , więcej , więcej !!!!!!!!!!!:):):):)czekam no to , co przyniesie dzisiejsza kolacja i impreza w paryskim klubie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałam tylko dopisać , że Martin oprócz tego, że jest wspaniałym mężem i ojcem , jest również wspaniałym zięciem :) Ale Ty zawsze miałaś szczęście w życiu Paulinko, bo przecież jak sama wiesz urodziłaś się w tzw." w czepku ".

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytalam komentarz pod poprzednim postem, ktos sugerowal Ci zakup komputera z polska klawiatura - bardzo mnie to rozbawilo musze przyznac- jednoczesnie pomyslalam o ludzkim tupecie :) To jest Twoj blog, albo sie go akceptuje takim jaki jest, albo przestaje sie go czytac. Powodzenia w dalszym blogowaniu, jest swietnie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy możemy liczyć na jakiejś fotki z Paryża? Byłam dwa lata temu i mam 'mały' niedosyt. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozemy :) Nie jestem dobrym fotografem, ale bede sie starac!

      Usuń
  10. Cudownie jest mieć tak wspaniałego, wyrozumiałego mężczyznę, z którym można dzielić swoje życie... Czy jeszcze tacy istnieją? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Moja zona ma nareszcie zajęcie. Zamiast oglądać seriale czyta twojego bloga może z tego rzeczywiście lepszy pożytek :) Zycze powodzenia, bo fajny .

    OdpowiedzUsuń
  12. Super! :) Strasznie za Tobą tęsknię siostrzyczko, dobrze że już niedługo wpadasz z wizytą :*

    OdpowiedzUsuń
  13. jestem od szusz i strasznie mnie wciągnął twoj blog!!!! powodzenia paulinko:) ja mieszkam w UK i tyle szczescia nie mialam co ty :) buziki xxxxxxxxxxxxxx

    OdpowiedzUsuń
  14. haha mi tam nie przeszkadzają literówki, najwalniejsze, że treść i Twoja osobowość jest interesująca :)

    OdpowiedzUsuń