środa, 17 czerwca 2015

Edukacja po francusku - część pierwsza



Dla jednych priorytetem są umalowane paznokcie, dla innych będzie to ugotowany obiad i posprzątany dom.  Niektórzy na pierwszym miejscu stawiają drogi i dobry samochód, inni preferują wyjazdy na wakacje w różne zakątki świata. Są osoby, dla których najważniejsza będzie błyskotliwa kariera, i osiągniecia zawodowe, podczas gdy inni preferują poświęcić się rodzinie. Moim priorytetem w tym roku miał być blog, ale wyszło troszkę inaczej, gdyż ostatnimi miesiącami ciężko pracowałam nad pasjonującym projektem, o którym dowiecie się już wkrótce.  Tak, więc różnie to bywa z tymi priorytetami, ulegają one zmianie, w zależności od sytuacji życiowej, czasu i miejsca. I jeśli w Polsce, priorytetem dla każdej (no może prawie) matki jest jej dziecko, o tyle we Francji, a właściwie w Paryżu, sprawa wygląda zupełnie inaczej.

W maju, przez mój dom, przewinęła się „polska plaga gości” Ten przesympatyczny nalot, odbył się z okazji chrzcin mojej malutkiej Ophelci. Tak, więc przez prawie dwa tygodnie, gościłam u siebie rodziców, siostrę z dwójką swoich dzieci, i przyjaciółkę z mężem oraz ich dwójką pociech. Marta moja siostra, wie, że wychowuje swoje córeczki „po francusku” i sama, stara się podobnie wychować swoje dzieci, co nie jest łatwą sprawą mieszkając w kraju nad Wisłą. Moja przyjaciółka, swoje maluchy wychowuje po polsku, i tak naprawdę po raz pierwszy, zetknęła się z tutejszymi metodami wychowawczymi, podczas swojego pobytu. Rezultatem tej konfrontacji polsko – francuskiej, były bardzo interesujące i konstruktywne rozmowy, które ukazały nam, jak bardzo dwa kraje różnią się od siebie, podejściem do dzieci i spraw z nimi związanych.

Dla polskiej matki, priorytetem jest dziecko, co oczywiście wyda się Wam całkowicie naturalne, drodzy czytelnicy. Jednak, tutaj w Paryżu, wygląda to inaczej. Priorytetem dla francuskiej matki, jest przede wszystkim ona sama. Oczywiście, nie zapomina o swoim maleństwie, jednak czuje się równie ważna, co ono, i zaspokaja również swoje potrzeby. Polskie matki, co zauważyłam z wielu obserwacji podczas pobytów w rodzinnym mieście, poświęcają swoim dzieciom cały swój czas wolny, ale również całą swoją osobę. Francuskie matki, uważają, że każdy członek rodziny ma prawo, aby zagospodarować, choć chwilę na swoje przyjemności. Dlatego też, tutejsze matki, bez żadnych wyrzutów sumienia, w sobotnie popołudnie przesiedzą w salonie fryzjerskim, czy u kosmetyczki, aby wieczorem wyjść z mężem na kolacje tete à tete. Bo zaraz po swojej osobie, równie ważny jest partner francuskiej matki. Mimo to tutejsze dzieci, nie czują się odrzucone, i w przeciwieństwie do polskich, od małego uczone są, że jest czas na wszystko. Muszą zrozumieć i zaakceptować, że ich matki, oprócz sprawowania swojej „domowej roli” opiekunki, pocieszycielki, niani, kucharki czy bratniej duszy, są również kobietami, mającymi swoje potrzeby. Przykładem tego morze być, moje ostatnie spotkanie z koleżanką, z którą umówiłyśmy się w piątkowy wieczór. Lilianka i Ophecia zostały ze swoim tatą w domu. Na pytanie starszej córki, dokąd wychodzę, odpowiedziałam, że idę się spotkać, z Elise, koleżanką, która jest jednocześnie mamą jednej z przyjaciółek mojej córeczki. Mój mały szkrab, wydął usteczka w niezadowoleniu, mówiąc, że ona też, gdyż chce się bawić z koleżanką. Wytłumaczyłam jej, że dziś spotykają się tylko mamusie, bo potrzebują porozmawiać, i pośmiać się w towarzystwie dorosłych, a ona z dziećmi, spotka się w innym terminie. Wytłumaczyłam jej, że przecież ona też czasami spędza popołudnia sama u swoich przyjaciółek, więc i ja robię to samo, ponieważ każdy ma prawo do wolnego czasu i zabawy. Oczywiście, że Lilka nie przejawiała entuzjazmu spowodowanego moim wyjściem, ale ze zrozumieniem pokiwała głową, i życzyła miłego wieczoru.

Tutejsze dzieci, w przeciwieństwie do polskich, są również uczone, że wieczory to czas, który jest przeznaczony wyłącznie dla dorosłych. Płaczące, ociągające się ze spaniem, rozdrażnione dzieciaki, należą tutaj do rzadkości. Większość maluchów, już od samego początku uczona jest samodzielnego zasypiania w swoim łóżeczku, bez wcześniejszego, typowo polskiego usypiania. Pamiętam, że po narodzinach Lilki, wiele osób w Polsce, pytało się jak usypiam małą, i większość z nich była bardzo zdziwiona, moją odpowiedzią. Lilka usypia sama w łóżeczku. Na kursie rodzenia, tłumaczono nam, że najważniejszą rzeczą dotyczącą wychowania dziecka jest stały rytm i obserwacja, już w okresie noworodkowym. Tak, więc codziennie, starałam się mieć podobny grafik, zwłaszcza ten wieczorny. I gdy tylko widziałam, moim czujnym okiem objawy zmęczenia, u córeczek, natychmiastowo odkładałam je do łóżeczka, pozostawiając z przytulanką. Również w nocy, nie zrywałam się natychmiastowo, na każdy, nawet najmniejszy jęk. Początkowo, oczywiście karmiłam na żądanie, lecz po skończeniu u córeczek trzeciego miesiąca, starałam się wyregulować, ich pory posiłków, i oczywiście wyeliminować karmienie nocne. Tak, więc gdy dziewczynki, budziły się w nocy na karmienie, starałam się, zamiast natychmiast aplikować butelkę, poczekać chwilkę, pogłaskać, pomiźać, poszeptać. Oczywiście, początkowo kwilenie przeradzało się w ogromny wrzask, jednak z czasem metoda poskutkowała, i córeczki zasypiały ponownie, bez butelki. I teraz pewnie powiecie, że zarówno ja, jak i inne tutejsze matki, jesteśmy wyrodne, gdyż odmawiamy nocnego karmienia maluszkom. To nie tak do końca, bo przecież, jeśli dziecko się nie uspokoi, i nie zaśnie, to oczywiście, że dostanie pokarm, jednak czasami, nocne karmienia, zwłaszcza te w późnym okresie, to bardziej przyzwyczajenie niż potrzeba. Bo tak na zdrowy rozum, Wam również zdarza się wybudzić w nocy z powodu hałasu, światła, czy potrzeby skorzystania z toalety, i okazuje się, że, mimo iż jest sam środek nocy, to burczy Wam w brzuchu. I co wtedy? Udajecie się do kuchni, smażyć jajecznice i robicie kanapki? No właśnie. Francuzi, uważają, że głód jest rzeczą naturalną, i musimy go poczuć, również małe dzieci.

I tu zaczyna się ogromna przepaść między polską, a francuską edukacją żywieniową… Czy wiecie, że Francja jest w czołówce państw wysoko rozwiniętych, gdzie jest jeden z najniższych odsetek społeczeństwa z nadwagą? A czy wiecie, że Polska, należy do czołówek państw wysoko rozwiniętych, gdzie dzieci i młodzież, mają największe tendencje do tycia? Powodów jest wiele, i na pewno jest nim brak ruchu, zbyt częste oglądanie telewizji, czy złe odżywianie. Jednak w przypadku polskich dzieciaków, z moich obserwacji wynika, że winni są temu rodzice i złe nawyki żywieniowe. W czasach, gdy sami byliśmy dziećmi, zarówno my, jak i nasi rodzice, chipsy, batoniki czekoladowe, napoje gazowane, i innego rodzaju słodkości, były na wagę złota. Mieliśmy do nich ograniczony dostęp, dlatego na podwieczorek, częściej dostawało się bułkę z masłem i dżemem, niż Kinder kanapkę. Przekąską było pokrojone w kawałeczki jabłko, a nie paczka chipsów, na których widnieje niemal cała tablica Mendelejewa. 

Dzisiejsi, polscy rodzice, nie do końca zdają sobie sprawę, że wyrządzają swoim dzieciom krzywdę. Bo tak naprawdę, zaspokajając ich cukrowe zachcianki, źle wpływają na ich rozwój. Kinder kanapka, nie zaspokoi głodu u dzieci, a wysoka dawka cukru, przyczyni się tylko do podniesienia, i natychmiastowego spadku energii u maluchów. Jednak, to nie, jakość produktów, które otrzymują polskie dzieci mnie przeraża, lecz ich ilość. Zauważyłam, że u nas, dzieciaki po prostu non stop jedzą!!! Bez względu na to czy są głodne, czy nie, podaje się im jedzenie, tak, więc średnio, co dwie godziny, otrzymują jakąś przekąskę (co również zauważyłam u naszych amerykańskich i kanadyjskich przyjaciół, ale już nie u niemieckich) Tak więc na dobrą sprawę, gdy maluchy siadają do obiadu, czy kolacji, najzwyczajniej w świecie nie są głodne, tak więc ryba z groszkiem i marchewką, nie wzbudzi w nich zainteresowania. Tutejsi rodzice, trzymają się ściśle, pór posiłków, zarówno swoich, jak i ich pociech. Śniadanie, obiad, podwieczorek, i kolacja, to cztery posiłki serwowane, małym i dużym francuzom. Jeśli dziecko nie zje na przykład obiadu o godzinie 12.00, bo miało tysiąc różnych powodów, to następny posiłek, będzie podwieczorkiem. Żaden rodzic, nie będzie dziecku proponował obiadu o 14 czy 15. Nie chciałeś jeść? To twoja sprawa, teraz poczekasz. Wydaje się Wam to okropne? Macie wrażenie, że to jedzenie na komendę? A co jeśli dziecko o 12 po prostu nie jest głodne? No cóż, jeśli zjadło śniadanie o 7-8 rano, to siłą rzeczy musi być głodne o 12! Jeśli nie chce jeść, bo jest zbyt zajęte czymś innym? Cóż, to już jego problem i zachcianka, o 14 to rodzic będzie zajęty czymś zupełnie innym, i nie będzie miał czasu na robienie dziecku jedzenia. Innym problemem, z którym napotkałam się w Polsce, są rodzice, którzy „chodzą z jedzeniem” za swoim dzieckiem. I jedna łyżeczka, i druga, i trzecia. Jest to zachowanie, całkowicie niedopuszczalne wśród tutejszych norm. Jemy przy stole, za pomocą widelca, noża, i łyżki, i nie ma taryfy ulgowej. Tylko maluszki, są karmione rzez rodziców, starsze dzieci, uczy się samodzielności, i oczywiście samodzielnej konsumpcji posiłków. Również słowo „nie lubię” nie jest akceptowane. Jak możesz nie lubić, jeśli nie spróbowałeś, dlatego każde dziecko ma obowiązek skosztować danej potrawy, ma prawo jej nie polubić, ale musi spróbować, gdyż tylko dzięki temu nauczy się i przekona, do różnych smaków. 

Posiłki dzieciaków, tak jak i dorosłych, składają się z kilku dań, przystawka, danie główne, sery i deser. W tygodniu, są to jednak zdecydowanie prostsze menu, przystawka będzie warzywna przekąska w postaci marchewki, rzodkiewek, czy ogórka. Często pomijany jest ser, a deser…. No właśnie, dla tutejszych dzieciaków, deserem są jogurty!!! Ewentualnie owoce! Tutejsze maluchy, nie jedzą na deser ciastek i cukierków, te dostają w porze podwieczorku. Na początku, moja mama była zbulwersowana, faktem, że nie podawałam córeczką jedzenia między posiłkami, czy starałam się ograniczyć konsumpcję mięsa do jednego posiłku dziennie (dziecięce nerki, nie potrafią przerobić, zbyt dużej ilości produktów mięsnych) jednak z czasem, chyba się przekonała. Zwłaszcza, iż moja mieszkająca w Polsce siostra, poszła dokładnie w tym samym kierunku. Gdy kilka dni temu, o 22h, jej trzyletni synek, zamiast położyć się grzecznie spać (cóż francuskie metody spania, nie działają jeszcze na Adasia, ale wszystko jest tylko kwestią treningu, upartości i konsekwencji) zawołał jeść, moja mama, jako kochająca babcia, natychmiast się poderwała, aby zrobić maluchowi kanapki. Moja siostra, jednak w porę ją zatrzymała, mówiąc do Adasia, że kolacja, już była, a on preferował bawić się, zamiast jeść ze wszystkimi. Teraz ma iść spać, a jutro rano dostanie śniadanie. Niezadowolony maluch, położył się do łóżka, i poszedł spać głodny. 

 Możecie, nie zgadzać się z tą metodą, możecie uważać ją za okropną i okrutną, jednak fakty mówią same za siebie, francuskie dzieci, są jednymi ze zdrowszych, szczuplejszych (nie chudych) dobrze odżywionych, konsumujących najmniej słodyczy, i zdyscyplinowanych kulinarnie w świecie. Zresztą, sami dorośli również tacy są. W takim kulinarnym wychowaniu, pomaga szkoła, przedszkole, a nawet żłobek, które rządzą się tymi samymi prawami. Również wspólne rodzinne posiłki, ułatwiają edukację żywieniową maluchów. U mnie w domu, mimo iż mąż pracuje do późna, staramy się jeść razem. W tygodniu będą to śniadania, kolacje, niestety jemy same z dziewczynkami. Jednak w sobotę i niedzielę, zawsze jemy obiad rodzinnie, i cała czwórka je to samo, tyle, że 10 miesięczna, bezzębna Ophelcia, dostaje to w wersji zmiksowanej. Wczoraj na kolację, zrobiłam sałatkę, mozzarella, awokado, pomidory, smażony bakłażan, bazylia i czarne oliwki. Lilka zjadła bez awokado, do którego się nie może przekonać. Ophelia dostała to samo co Lilka tylko, że w wersji puree. Dziś przygotuję sałatkę, grejfrut, owoc granatu, awokado, mango, krewetki i szczypiorek, w wersji dla Lilianki, krewetki zastąpię wędzonym łososiem.  Ophelia dostanie wersję mniej skomplikowaną, czyli gotowany łosoś, słodki patat, marchewka i szczypiorek. Mała Lilka, od zawsze uczona była jedzenia tego, co my, bez żadnej taryfy ulgowej. Świadczą o tym tutejsze restauracje, gdzie nie ma menu dla dzieci, a maluchy dostają identyczne posiłki jak ich rodzice. Francuskie nawyki żywieniowe, wynikają z troski o dzieci, ale również z wygody rodziców. Tutaj po prostu nie ma przysłowiowego „koncertu życzeń” a dzieciak to nie cesarz chiński, żeby mu szykować tysiące potraw.

Dla tutejszych rodziców, priorytetem jest nie tylko dziecko, ale cała rodzina. Dziecko, musi się nauczyć, że stanowią jedną zgraną ekipę, w której każdy ma czas dla siebie, ale również czas wspólny. Maluchy muszą zrozumieć, że wieczory to czas dla rodziców, a popołudnia, to czas na zabawę z nimi. Dzieci, muszą pojąć, że jedzenie to przyjemność i satysfakcja, ale według panujących norm i reguł.


Już niedługo ciąg dalszy wpisu, na temat wychowania po francusku, przedstawię, Wam kilka innych ciekawych punktów, tutejszej edukacji, nie tylko tych pozytywnych. Tym czasem, z niecierpliwością czekam na Wasze opinie i reakcje, dotyczące tutejszego podejścia do dzieci.

(pisząc o francuskich rodzicach, i ich metodach wychowawczych, ale również o polskich rodzicach, i ich podejściu, nie mam na myśli oczywiście wszystkich rodziców, gdyż jak wiadomo, ludzie są różni na całym świecie)

22 komentarze:

  1. Ja jednak zostanę przy polskich metodach :) Nie lubię tresury, uczucia głodu ani jedzenia, bo właśnie jest na to pora, tak samo więc traktuje upodobania Syna :) Je, kiedy jest głodny, a nie kiedy wybija stosowna godzina. W związku z tym, że jest straszliwym niejadkiem, proponuję mu różne rzeczy. Zgadzam się z tym, że musi spróbować, tego pilnuję. Jeśli po łyżeczce odmawia, odpuszczam, bo wiem, ze przynajmniej wie, o jaki smak chodzi. Moje serce nie toleruje jego płaczu, wobec czego nigdy nie był odkładany do łóżeczka, żeby samemu zasnąć, a tulony ręcznie. Inna rzecz, ze nie jest typem rozhisteryzowanego malca, usypianie trwało i nadal trwa krótko i przebiega spokojnie ;) Sobota u fryzjera? Nie... jestem mama pracującą, tęsknie za nim, kiedy go nie widzę, więc każdą, najdrobniejszą chwilę mu poświęcam. Poświęcam to złe słowo. Delektuję się czasem z nim spędzanym i nie oddałabym go za nic ;) Lubię polskie matki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam ciebie czytac !!!
    mam nadzieje ze kiedyś powstanie ksiazka
    co do metod wychowawczych masz rację
    ja jestem beznadziejna POLSKA mama która padnie na nos zamiast być konsekwetna - dzisiaj na pewne sprawy jest już za pozno mogę jedynie zalowac
    ale zgadzam się ze wszystkim co napisałaś
    dla nas Polek to szokujące a tam to normalne
    zazdrosze bycia konsekwentnym i metod wychowawczych zdecydowanie sa lepsze niż nasze ta nasza nadgorliwość kwokowatość - beznadzieja nie potrafimy sami zyc dla SIEBIE jak pojawiają się dzieci
    ale tez mamy inna mentalność sposób myślenia i portfel
    żeby nei być aż tak okrutną wobec nas - napsże że się zmienia ze dzieci uprawija sporty bo sami rodzice to robia - syn mój maly prawie 6 latek chodzi na karate, niestety moja Julia która świetnie pływała - porzuciła pływanie a my przystaliśmy na to zamiast zmotywować ją do innego sportu
    córka ma dużą nadwagę a syn szypiorkiem jest
    oczywiście ze nie tylko ma na to wpływ sport - oczywiście ze żywienie tez ...
    itd. itp. etc
    buziaki m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika, jak sama przyznajesz, przystaliscie na to, ale to nie musi być ostateczna decyzja. Spróbuj zachęcić ja do innego sportu, moż zabierz na rower, na rolki, pokaz że ty też uprawiasz, a pójdzie Twoim śladem, bo najwazniejsze u dzieciaków jest zapał i chęć, a Ty na pewno w niej to rozbudzisz. Bonne chance!!

      Usuń
  3. I za to (między innymi oczywiście) kocham Francję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wpis,,uważa,m ze to bardzo mądre podejście :) sama staram się postepowac podobnie :) choc nie zawsze to wychodzi bedac u rodzicow czy tesciow :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż ja moją córkę wychowałam po polsku:) Jadła wszystko do trzeciego roku życia i wszyscy mi tego zazdrościli. Potem zaczęły się grymasy. Niestety " głodzenie" nic nie pomogło, więc zaczęłam robić to co lubi. Francuzi pewnie złapaliby się za głowę - jeden obiad dla nas, drugi dla córki...Nie było jednak jedzenia słodyczy kiedy się chce i fast foodów, starałam się, aby jadła zdrowo. Teraz ma 17 lat i grymasi dalej, ale patrzy na to co je, nie wrzuca w siebie "śmieci" i jest śliczna i zgrabna:) Najlepsze jest to, że moja córka też wychowywałaby swoje dzieci po francusku, ale sama jest zadowolona z wychowania po polsku;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo ze mieszkam we Francji od 10 lat, nie jestem zwolenniczka francuskich metod wychowawczych. Mowisz, ze matka dba przede wszystkim o swoje potrzeby; tak oczywiscie, wraca 2,5 miesiaca po urodzeniu maluszka na caly dzien do pracy (trzeba podkreslic, ze we Francji pracuje sie conajmniej do godziny 18), wiec jak dobrze pojdzie, to o 19-tej jest w domu. Ile czasu spedzi z tym dzieckiem w ciagu dnia? Aha, no a w weekend musi sie rozerwac, wiec tez dla dziecka nie ma czasu. Dla mnie dzieci sa uczone od malego egoizmu i myslenia tylko o sobie i wlasnych potrzebach.
    Ciekawa jest tez kwestia usypiania. Nie nazywasz tego po imieniu, a tu jest przeciez to norma, pediatra przeciez mi powiedzial, ze dziecko ma sie WYPLAKAC az usnie. Dla mnie to po prostu okrutne. Tu sie w ogole nie mowi o rodzicielstwie bliskosci i zalet jakie z niej wynikaja. Dla mnie wieczorne przytulanie, spiewanie kolysanek to najpiekniejsze chwile, ktore kojarza mi sie z dziecinstwem. Niestety, Francuzom jest to obce. Mowisz, ze dzieci sobie dobrze z tym radza. Coz, wystarczy spojrzec na statystyki, Francja to kraj, w ktorym jest najwiekszy procent depresji a Francuzi to najwieksi konsumenci antydepresantow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muszę sprostować, metoda o której piszę nie ma absolutnie nic wspólnego z pozostawieniem dziecka samego, aby się wypłakało. Piszę o obserwacji malucha, i gdy zaczyna robić się marudny, trze oczy, łapie się za uszy, wierci i kręci, i wyraża ogólne niezadowolenie, po prostu położyć go do łóżeczka, i poczekać przy nim aż zaśnie. Ja tu piszę o malutkich dzieciakach, nie od kilkulatkach, które potrafią odstawiać cyrk przed zaśnięciem, bo najzwyczajniej w świecie nie chcą iść spać. Myślę, że rodzicielstwo bliskości, o którym piszesz, troszeczkę iaczej wygląda tutaj, a troszeczkę inaczej w Polsce

      Usuń
  7. Warto także przeczytać ten tekst o opinii o francuskich matkach więcej słyszałam takich: http://mafrance.blox.pl/2007/09/Nie-ma-mitu-Matki-Francuzki.html

    Mam jeszcze pytanie. Czy to prawda, że we Francji wciąż powszechne i często stosowane jest bicie dzieci. Francja to jedyny kraj Unii gdzie (mimo kar UE) prawo dopuszcza stosowanie kar cielesnych przez rodziców. Podobno na francuskich ulicach widok dziecka, które jest poniżająco uderzane w twarz (!) za byle pierdołę to standard. Widocznie, niektóre narody bardziej oburza danie dziecku batonika między posiłkami niż bicie dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każdy po prostu obraca się w troszeczkę innym środowisku, i dzięki temu ma inne spostrzeżenia. W moim otoczeniu, zarówno francuskim, jak i polskim, wymsknął się klaps rodzicom, cóż, jesteśmy tylko ludźmi, i nerwy potrafią czasami póścić,a później tylko żal i smutek, do samych siebie. Jedak, nigdy nikt z mojego grona bliskich lub dalszych znajomych, nie bił swoich dzieci. Przyznam się, że mimo piętnastu lat mieszkania w stolicy, nigdy nie widziałam rodzica bijącego dziecka w twarz. Widziałam (w Polsce również) krzyki, szarpanie, stawianie w kącie, widziałam również klapsy, ale nie widziałam aby rodzić uderzył dzieciaka w twarz. Nie wiem, o mogę Ci więcej powiedzieć, ja po prostu opisuje moje doświadczenia, ale przecież znane powiedzenie mówi, "punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia"

      Usuń
    2. Pomieszkiwałam we Francji poznałam ludzi z różnych sfer społecznych nigdy nie spotkałam się z biciem szarpaniem krzykiem
      owszem podniesiony glos Ale nic więcej
      tak samo znam otyłych i szczupłych Francuzów :) i tych którzy palą niezliczone ilości papierosów :)
      to co napisała Paulina - to jej grupa społeczna i jej obserwacje :)


      Usuń
  8. bardzo dobry wpis, milo mi sie czytalo,przepraszam ale pisze jednym palcem, robie manicure akurat,hiiii.czekam niecierpliwie na ciag dalszy.bardzo pozytywne podejscie do zycia,super gratuluje warte rozpropagowania wsrod mam w polsce,pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  9. Paulino calkowicie podpisuje sie pod tym co napisalas! Swietny post i genialnie, ze dzielisz sie francuskimi metodami wychowawczymi z polskimi mamami. Jako polska mama mieszkajaca we Fr od wielu lat naturalnie stosuje sie do tych zasad i to sprawia, ze zachwycam sie moim macierzynstwem, czuje sie spelniona i szczesliwa. Widze tez, ze moj synek szybko sie usamodzielnia, jest roztropny, otwarty ale malo kiedy kaprysny. Zawsze mamy na uwadze jego potrzeby, a jednak zna limity i od samego poczatku wie, ze musi sie dostosowac do nas. I choc od roku nie zajrzalam do salonu fryzjerskiego, nie potrafie sobie odmowic piatkowej kawy z przyjaciolkami, wyjscia do kina na dobry babski film, czy wiszenia na telefonie rozmawiajac o zblizajacych sie soldach;) Podoba mi sie ta francuska rownowaga miedzy niesamowita czuloscia wobec dzieci i konkretnymi wymaganiami, miedzy bezgraniczna miloscia i oczekiwaniami. Miejmy nadzieje ze te metody wciaz beda owocowac i ze nasze dzieci wyrosna na fantastycznych ludzi:) Na pewno w Polsce sa rowniez mamy ktore swiadomie lub nie tez stosuja te rady i doskonale wiedza jak pozytywnie one wplywaja na rozwoj dzieci i szczescie rodziny:) Anita

    OdpowiedzUsuń
  10. Mamo w Paryżu, widzę że jesteś zakochana we wszystkim co francuskie. Mam takie smutne wrażenie, że uważasz że w kraju nad Wisłą robimy wszystko nie tak, po staremu. Otóż nie.
    Jestem młodą mamą, uważam się za matkę Polkę oczywiście, dziecko jest dla mnie numer 1 zawsze, ale nie cierpię w poświęcaniu się dla niego. Jestem zadbaną kobietą, rozwijam swoje pasje,podróżuje, mam wspaniałe życie uczuciowe. Ale jestem matką Polką, bo najważniejsze dla mnie jest moje dziecko, a kosmetyczka w sobotę to trochę nie moja bajka, wolę po prostu ten czas poświecić na spacer z dziećmi.
    Nie do końca również przyjmuje francuski system żywienia, fracuzka gdy wybija 12, czy jest głodna, czy nie musi jeść lunch. Bym chyba zwariowała jakby godziny decydowały o moim żywieniu, czułabym się jak na kolonii. Nie widzę niczego złego w tym że dziecko o 9 wieczorem je dodatkową kanapkę gdy zgłodnieje. Nie mówię o dokarmianiu dziecka co 2 godziny, ale trochę luzu, życie to nie klasztor.
    Bronisz matek które po prostu nie maja ochoty na karmienie piersią. Jako matka Polka uważam że widzimisie w postaci nie lubię tego, jest trochę niepoważne, zważywszy na to jakie korzyści przynosi dziecku mleko matki, chodziażby chroni w przyszłości dziecko przed wieloma nowotworami. No dla mnie jako matki Polki bardzo to przemawia, zdecydowanie bardziej niż stwierdzenie- karmienie to nie moja bajka. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hmm, ja bym sie jednak nie zgodzila jesli chodzi o te wpajane nawyki jedzeniowe... To bardziej zalezy jednak indywidualnie od rodzicow, ciezko dany kraj zaszufladkowac w tym temacie. U mnie w domu byly scisle pory na jedzenie, nie dostawalam slodyczy... I znam calkiem sporo Francuzow, ktorzy nie maja pojecia o zdrowym odzywaniu sie... W Polsce nie jest jeszcze tak zle, zobacz jak wygladaja angielskie czy amerykanskie dzieci :/ Wg mnie podstawa jest dawanie dzieciom od malego nie tyle warzyw i owocow, bo to tez b. wazne, ale tez uczenie ich gotowania posilkow od podstaw, a nie kupowanie mrozonych dan, jak to ma miejsce w US, UK czy Kanadzie ;/

    A swoja droga jak jestesmy w temacie jedzeniowym ;) to zawsze zastanawialo mnie jakim cudem Francuzi sa tak szczupli, gdyz wiele rzeczy z ich codziennej diety typu biale pieczywo, bagietki, ciezkie sery, steki do najzdrowszych nie naleza, umowmy sie :) Mysle jednak ze duzo maja tutaj wplywu wlasnie te pory posilkow, o ktorych mowisz no i chyba oni potrafia zachowac umiar w jedzeniu tych bardziej kalorycznych rzeczy... Moja kolezanka, bedac na wymianie w Paryzu, niestety umiaru nie zachowala i przywiozla ze soba pare dodatkowych kg :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojj dziewczyny chyba zbyt dosadnie podeszlyscie do tego wpisu. Bardzo odnajduje siebie w tym wpisie Pauliny. Kocham moje dziecko ponad wszystko i nigdy nie pozwolilabym mu plakac dluzej niz 3-4minuty. Ba, synek ma 2.5 roku i spi w naszej sypialni ale ZAWSZE w swoim lozeczku! Wstajemy o 6.30, kiedy ukladamy juz lego po sniadaniu, tata przygotowuje sie do pracy. Synka odwozi do zlobka o 7.30. Wiem, wydaje sie to dla was okrutne ze taki maluch spedza tyle czasu daleko od rodzicow, ale rozwazcie to inaczej! Synek jest w zlobku od 7.30, okolo 9-10tej dostaje szklanke soku i buleczke maslana, albo banana. Wszystko zalezy od tego czy rano powiemy, ze dobrze zjadl, albo tknal niewiele. NIGDY NIKT nie zostawi go glodnego do 12tej!!!! Poza tym juz o 11.30 zaczynaja sie przygotowania do obiadu. Wczesniej dzieci sie bawia, czytaja, ukladaja klocki. On to naprawde uwielbia. Dodatkowo w pore obiadowa dzieciom podaje sie trzy elementowe dania: przystawke, danie i deser. Dziecko nie musi wszystkiego zjesc. Na ogol probuje, a pozniej samo decyduje co zje i w jakich ilosciach. Synus rzadko zjada przystawke, ale z kolei bierze dwie a czasem trzy (petit gourmand) porcje obiadku. Pozniej jest deser. O 13tej jest czas na sieste. Synek spi na ogol od 2 do 3 godzin. Czas plynie szybko. O 16.30 przyjezdzamy po niego i wracamy do domu. Nie zgodz sie ze wszystkie francuskie mamy pracuja do 18tej! Pracuje w kabinecie rachunkowym i jako mama mam rozne przywileje. Skracam sobie przerwe obiadowa, bo po co mi 2 godziny? I za to wychodze o 16 z pracy. A Synek naprawde dobrze sie bawi w tym czasie z innymi dziecmi. Wszystko jest dopasowane do jego indywidualnych potrzeb: moze czytac, lepic z plasteliny, zjezdzac na zjezdzalni. Czesto sa zabawy grupowe, ale nikt nikogo nie zmusza do uczestnictwa.
    Francuzki maja tez pragmatyczne podejscie do zycia. Po urodzeniu dziecka otrzymuja 100% wynagrodzenia jedynie przez 16tygodni, wiec dlatego tez czesto wracaja do pracy z przymusu a nie z dobrej woli, zwlaszcza ze sporo rodzicow nie zyje razem.
    Co do karmienia piersia to jest to indywidualna sprawa. Ja karmilam 9 miesiecy. Fajnie, ale na pewno nie zdecyduje sie na to po raz drugi.
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja uważam, że każdy powinien wychowywać dzieci po swojemu, wedle swoich odczuć i przekonań. Podstawą dobrego wychowania jest miłość, która sama podpowie nam co dla nas najlepsze i najwygodniejsze. Nie każde dziecko da się dopasować do określonych ram. Jedno uśnie grzecznie w łóżeczku jako niemowlak, inne jak moje zapłakałoby się bez przytulenia mamy. Ważne aby znać różne opinie i perspektywy, aby mieć porównanie i swoje własne przekonanie. W moim stylu wychowawczym przeplatają się francuskie zasady z polską czułością. Skoro sobie czasem odpuszczam to czemu nie mogę raz na jakiś czas odpuścić dziecku? ;) Dla mnie ważne jest wspólne spędzanie czasu, rozmowy, wygłupy i zabawy, a to że mój syn chodzi spać znacznie później niż powinien... no cóż zazdroszczę francuzom, że mają wolne wieczory, pracuję nad tym, ale nieraz cena za to jest dla mnie za wysoka ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej, milo Cie poznac.
    Jestem mama dwojki juz doroslych dzieci, ktore zaliczyly i polski , i francuski system nauczania. Ciesze sie, ze wspomnialas, ze napiszesz rowniez nie tylko o samych pozytywach francuskiego wychowania. Bo ja widze wiele minusow, wiele. Jak chocby dzielenie klas, rozrywanie na sile przyjazni , by dzieci od malego sie socjalizowaly .Bardzo wczesnie, jak dla mnie zbyt wczesnie zaczynaja edukacje, i zbyt duzo czasu spedzaja w szkole. Poza tym wielokrotnie widzialam wymierzanie dzieciom policzkow, z czym sie nie spotkalam w Polsce. Ech, duzo by pisac..

    Bardzo cenie za to francuskie celebrowanie wspolnych posilkow, to, ze pija duzo wody, a nie slodzonych napojow.

    Snow White napisala, ze Francuzi nie tyja,. Nie tyja, bo nie podjadaja i uprawiaja sport. I to jest swietne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oprocz bicia po twarzy rowniez spotkalam sie z ciagnieciem za uszy i ogolnie biciem po glowie.

      Usuń
    2. Od 17 lat jeżdżę do Francji i nigdy, przenigdy nie widziałam bicia dzieci po twarzy i szarpanie za uszy czy włosy. Ale takie patologiczne przypadki są w każdym kraju i każdym społeczeństwie. Wiec nie można generalizować, ze to tylko we Francji. W Polsce tez pewnie są tacy rodzice.

      Usuń
  15. Bardzo ciekawy wpis, przyjemnie się czytało. Już czekam na dalszą część :) Myślę, że podejście Francuzów jest dobre i zdrowe, podoba mi się ich podejście do wspólnego celebrowania posiłków... w Polsce brakuje niestety takich tradycji.

    OdpowiedzUsuń