środa, 12 czerwca 2013

Metro, boulot, dodo - czyli brak aktywnosci na blogu

6.45 - Rozowy budzik Hello Kitty przerazliwie sie wydziera... Za oknem jeszcze szaro, i niestety nie zapowaiada sie sloneczny dzien...  Spogladam na siebie w lustro... Lilka zabkuje, kolejna noc zarwana, na glowie siano, a ja sama moglabym straszyc na Halloween i to zupelnie bez przebrania...

6.49 - Stoje pod prysznicem, myje zeby, nakladam szampon, jednoczesnie gole nogi. Piana z wlosow splywa mi na oczy przerazliwie szczypiac, dzieki czemu zacinam sie..... i klne jak szewc....

7.12 - Ubrana w spodnie i stanik, z turbanem na glowie , staram sie umalowac... Martin przepycha sie przy zlewie, gdyz wlasnie wstal, niestety traca mnie i szczoteczka do tuszu laduje centralnie w srodku mojego oka..... makijaz splywa, soczewka do wymiany.....

07.17 - Susze wlosy gdy slysze przez babyphon'a piszczenie Lilianki. Krzycze na Martina, zeby sie pospieszyl i wyjal mala z lozeczka..... Szczotka zaplatuje mi sie we wlosy....

07.20- Pomylilam dezodorant z lakierem do wlosow..... no comment.... wracam pod prysznic...

07.30 - Martin schodzi z Lilianka, zagladaja do lazienki i informuja mnie ze ida jesc.... ja koncze przygotowania, gdyz zalezy mi aby wygladac jak czlowiek....

07.42- wpadam jak szalona do kuchni, biore lyk  herbaty, ktora przygotowal mi Martin, oczywiscie jest goraca, parze sie wiec w jezyk i wypluwam wszystko na podloge.... wybiegam z kuchni z Lilka na rekach, i pedze do jej pokoju.

07.45 - zaczynaja sie negocjacja, czyli jak ubrac i umyc moje kochane dziecko i jednoczesnie go nie zamordowac :) Lilianka testuje jak codzien poziom mojej odpornosci na stres :)

08.10 - po zamieszaniu, krzyku, placzu, tuleniu i buziakach, schodze na dol z mala.... uffff wyrobie sie. Martin krzyczy, ze zniesie wozek pod brame... dobre i to!

08.11 - Zakladam buty i kurtke.... Lilka staje w drzwiach i z promienna mina oznajmia " kaka!!!"  Cholera... a mialo byc tak pieknie... pedze na gore przebrac pieluszke mojej pociechy...

08.24 - Ku..wa, jetem spozniona jak diabli, i jeszce utknelam w korkach w drodze do zlobka...

08.32 - wjezdzam na parking, wysadzam Lilianke, wyciagam wozek z bagaznika, dwie torebki i parasolke Malej, bez ktorych nie chciala wyjsc z  domu... w nocy padalo i wszedzie jest mokro...Lilianka wchodzi w kaluze w letnich polbucikach i przerazliwie placze.... Pakuje ja do wozka i pedem ruszam do przodu...

08.41 - Po przebyciu toru przeszkod w postaci, schodow bez podjazdow, kilku par drzwi, wysokich kraweznikow, wydostaje sie z parkingu i biegne do zlobka, pchajac wozek, z torba na jednym ramieniu, komputerem na drugim i ta cholerna parasolka! Liliana.... dziecko przeciez nie pada!!!

08.55 -  Zostawilam Lilianke w grupie i sprintem biegne na stacje

09.00 - Wpadam na dworzec, i widze samochod mojego szefa, ktory czeka na mnie juz od 15 minut. Pakuje sie do srodka i lapie gleboki oddech...... Moj dzien wlasnie sie zaczyna

09.21 - Dzwonie do klienta, ze na pewno sie spoznimy... stoimy w paskudnych korkach....

09.59 - Wchodzimy na spotkanie, chce mi sie siku, ale juz za pozno, nie ma czasu.... cholera!

10.42 - Klient podpisuje kontrakty, spokojna cisze przerywa moje glosne burczenie w brzuchu..... OMG, ale obciach... nie zdazylam przeciaz zjesc sniadania!!

11.02 - pedem do samochodu, musimy zdazyc do siedziby firmy zlozyc dokumenty przed 12.30, bo potem wszyscy wyjda na lunch!!! I nic nie zalatwie do 14.30!!!

12.11 - Ta mloda siksa, ktora przyjmuje nasza teczke, za chwile mnie wyprowadzi z rownowagi!!! Nie bedzie mnie pouczala, jak mam pracowac!!!

12.42 - Nareszcie w restauracji!!!!! Zamawiam ogromna salatke i club sandwich....Opycham sie caloscia, popijajac moja kochana wode gazowana Perrier. Mniam, troche przyjemnosci!!!

13.31 - Kelner mnie podrywa.... nie mam sily odpowiadziec na jego zaczepki.... A po za tym, wcale nie jest przystojny :)) a juz na pewno nie w moim typie (hmmm, jaki jest moj typ?)

13.52 - Siedzimy w samochodzie, a moj szef sie ze mnie nasmiewa, ze nie umowilam sie na randke....

14.39 - Stoimy w masakrycznym korku na placu Concorde, dzwonie do klientki ze sie spoznimy.... Znowu... Nie nawidze przemieszczac sie na spotkania samochodem....

15.21 - Od ponad 20 minut szukamy miejsca, aby zaparkowac samochod, parking podziemny pelny... No coz, jestesmy na Saint Germain...

15.42 - Rozkladam sie z dokumentami na biurku... wyciagam umowy... klientka pokazuje mi mase dokumentow, a ja przedstawiam jej kolejna propozycje.....

16.31 - Ok, zdecydowala sie podpisac ze mna, ale nie ma drukarki, wiec pojdziemy do firmy obok :)

16.52-  Zapisuje dokumenty na kluczu USB, gdy moj komputer gasnie... nie mam bateri... Ku..wa!!! Ladowalam przeciez cala noc

17.19 - Mowimy sobie dowidzenia, a ja mam wrocic jutro ........

17.38 - Wsiadamy do samochodu, i wracamy do domu... nie mam sily.... jestem wykonczona, i jeszcze ten glupi incydent z komputerem!!!

18.28 - Dzwonie do niani, powiedziec jej ze stoje w strasznych korkach.... i oczywiscie sie spoznie....Prosze, aby podala Liliance kolacje...

19.24 - Na autostradzie byl wypadek.... kolejne korki...... Nienawidze korkow!!!

19.58 - Wpadam do domu, zegnam sie z niania i witam z Lilianka...... Mala jest na mnie obrazona, bo pozno wrocilam. Szykuje jej kapiel, ciepla, pelna piany, taka jak lubi.....Wyciagam wszystkie wodne zabawki, i robimy pogrom w lazience...

20.12 - Sprzatam siusiu zrobione na dywanie przez moje dziecko.... aktualnie uczy sie chodzenia na nocniczek :) Ale tym razem jednak jej nie wyszlo :)

20.41 - Ukladam Lilianke do snu, a sam siadam obok, aby poczytac jej ksiazeczke..... Mala starsznie placze, i jak nigdy chce na rece....

21.13 - Moj skarb zasnal, ale niestety po wielkim placzu... Ide pod prysznic.... Potrzebuje zmyc z siebie "paryzki kurz"

21.42 - Umyta w pizamie odpalam koputer, aby wydrukowac nieszczesna umowe, i przygotowac sie na nastepny dzien pracy...

21.49 - Drzwi sie otwieraja, Martin wraca z pracy kompletnie przemokniety, bo po drodze zlapal go deszcz...Martin jak prawdziwy Paryzanin, jezdzi do pracy skuterem ;).... szkoda tylko, ze pogoda nie jest tepowo Paryska... ciagle pada, to chyba raczej jak w Londynie

21.58 - Opowiadam mu historie z komputerem. Martin przyznaje, ze odlaczyl go bo potrzebowal gniazdka (wlasnie tego!!!) do naladowania swojego Blackberry!!! Ja go chyba udusze!!!

22.02 - Niestety nie mam czasu udusic meza, gdyz Lilianka sie budzi i strasznie placze, nie jestem wstanie jej uspokoic. Nie potrafi zasnac na rekach, ale nie chce byc sama w lozaczku... Chyba bola ja te nieszczesne zeby...

22.14 - Lezymy razem w naszym lozku.............Czysta posciel pieknie pachnie.....Lilianka przstaje plakac i wtula sie we mnie.... Moja obecnosc, dziala na nia uspokajajaco. Martin glaszcze ja po glowce.

22.17. - Lilianka zasypia....

22.21 - zamykaja mi sie oczy.......




06.45 - Przeklety budzik Hello Kitty, piszczy budzac mnie ze snu...





Teraz juz wiecie, dlaczego nie pisalam przez ostatnie dwa tygodnie.... Tak wygladaly moje minione dni!!!!
Po prostu jeden wielki zamet.... Uwielbiam pisac mojego bloga, ale niestety w zyciu wielu z nas, kobiet pracujacych, zon, matek, czy po prostu mlodych ludzi na dorobku, na przyjemnosci nie starcza nam czasu, bo ledwo go znajdujemy na obowiazki... A w weekend, ciagle cos, jak nie supermarket, to ryneczek, to ogrodek, to dom.... zawsze znajdzie sie jakies "cudowne zajecie" No i przeciez jest jeszcze moja Lilianka, ktorej poswiecam caly czas wolny w weekendy.... Ach, czasami mam ochote machnac reka na to wszystko, polozyc sie i nic nie robic, ewentualnie ogladac troche glupkowate filmy, lub poczytac ksiazki!!! Zabojcze tempo, zabojczy rytm, dni leca przez palce..... Czas ucieka, a my ciagle w biegu... W tym tygodniu musze odetchnac choc chwilke :)

Jak mowia Paryzanie "Metro, boulot, dodo" - Metro, praca, spanie... Nie nawidze tego rytmu....


15 komentarzy:

  1. juz nie mogłam się doczekać kolejnego wpisu, ale skoro tak wyglądał Twój ostatni czas wybaczam. Czy nie myślałaś, żeby pracować na pół etatu?

    OdpowiedzUsuń
  2. podziwiam wszystkie pracujace matki. te niepracujace w sumie tez, ale pogodzenie zycia zawodowego i macierzynstwa przy jednoczesnym znalezieniu paru chwil dla siebie jako kobiety... to niesamowicie trudna praca logistyczna.
    wiec my, twoi czytelnicy, calkowicie rozumiemy przerwy w blogu :) i duzo cierpliwosci i odpornosci na stres ci zycze!

    a tak w ogole to ostatnio czytalam podobny wpis na pokolenieikea! widac, ze zycie kobiet jest nieznosnie podobne... choc przeciez nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie przeczytalam wpis na pokolenie ikea, jestem fanka tego bloga, ale ostatnio przeoczylam kilka postow. Nie dziwi mnie, ze to wlasnie ten wygral konkurs, w sumie " z zycia wziete" ;))))

      Usuń
  3. Naprawdę podziwiam i zazdroszczę takie energii i motywacji. Sterowanie światem wyłącznie zza komputera bardzo rozleniwia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ja również:)- Pozdrawiam cię - Amelia

      Usuń
    2. Bardzo ci kibicuję i twojemu blogowi, dlatego ogromnie się cieszę, że znów mogę cię czytać :)

      Usuń
    3. Jesteś już. To dobrze. Brakowało mi twojego bloga.:)

      Usuń
  5. Dzieki za kolejny fajny tekst

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie znalazlas czas zeby cos napisac^:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uffffff.......nareszcie :))) w końcu jesteś :))) bardzo, ale to bardzo się cieszę.;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Przerabiałam podobne scenariusze kilka lat temu i pamiętam jak w tym biegu pot lał mi się po plecach.Faktycznie tak często wygląda życie pracujących matek :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tez wybaczam ta przerwe, ale nastepnej nie rob juz tak dlugiej. Buziaki z Berlina :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja podobnie jak Lavieenrose...tez to przerabialam i tez nie zazdroszcze. Teraz jeszcze na wychowawczym, a czasem nie wiem gdzie rece wsadzic z moja dwojka...Trzymaj sie dzielnie i milego czasu z Lilianka, kiedy zdolasz go wysuplac...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tez zaglądam i czytając ten wpis, miałam wrażenie że czytam relacje z minionego dnia. Scenariusz godziny 8H11 często był podobny i wbiegając na dworzec o 8h30 czułam się jak koń wyścigowy. Na pocieszenie, jest wielkie prawdopodobieństwo ze sytuacja wkrótce się poprawi, no chyba ze postanowisz mieć drugie dziecko. Ale do tego etapu jeszcze nie dogalopowałam. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń