wtorek, 3 września 2013

Amerykanska przygoda - Welcome to Miami - czesc pierwsza

W Stancha bylam juz kilkakrotnie w celach zawodowych, i jakos to Panstwo nie zrobilo na mnie wiekszego wrazenia. Los Angeles jest zdecydowanie zbyt wielkim miastem, ktore przecinaja wzdluz i w szerz autostrady, a w Orlando widzialam tylko centrum wystawowe, prywatne samoloty, trzy restauracje i jedna dyskoteke, wiec nie bylam w stanie ocenic. Gdy w Lutym, zaczelismy zastanawiac sie nad nasza tegoroczna wyprawa, rozpoczelismy od ogladania katalogow z Azja, gdyz ten kontynent zawsze nas fascynowal, i przed przybyciem na swiat Lilianki odwiedzilismy tam juz wiele Panstw. Tajlandia, Malezja a moze Filipiny, pozostalo nam raptem kilka krajow azjatyckich w ktorych jeszcze nie bylismy. Jednak czytajac w internecie, ze pora deszczowa przypada wlasnie na sezon letni, ze wyleguja sie tam komary, i ze jest to niebezpieczna podroz z tak malym dzieckiem, postanowilismy zaniechac dalszych planow. Coz, jakos wczesniej nigdy mi nie przeszkadzaly mocne opady i bloto po kostki, ale jednak z dwuletnia dziewczynka lepiej bedzie trafic na dobre warunki atmosferyczne. Europe juz prawie cala zjezdzilismy, a w Ameryce Polnocnej panuje aktualnie zima. Australia czy Nowa Zelandia, jest za daleko i nie miesci sie w naszym budzecie. Wtedy Martin wpadl na pomysl wyjazdu do Stanow, ku jego wielkiej radosci i mojemu rozczarowaniu.... Zdecydowalismy sie na Floryde, gdyz jest to stan o "normalnym" rozmiarze, ma wiele ciekawych atrakcji turystycznych dla dzieci i doroslych, i da sie przejechac samochodem na wszystkie strony. Temperatura w Sierpniu nie schodzi ponizej 35°C a wilgotnosc powietrza wynosi od 70% do nawet 96% (np Miami!) Jak dla mnie to bomba. Zadzwonilismy do znajomych Madeline i Franka, ktorzy wraz ze swoja trzyletnia coreczka, postanowili sie do nas przylaczyc. Ustalilismy trase na dwa tygodnie, zabookowalismy hoteli i bylismy gotowi aby zaczac nasz Road Trip!!!

Poranny widok z naszego salonu na Ocean Drive

Prawie dziesieciogodzinny lot minal w miare szybko i bez wiekszych problemow. Po odstaniu kolejki na Amerykanskiej granicy, nastepnie drugiej kolejki po odbior bagazu, i trzeciej kolejki do kontroli naszych walizek, wydostalismy sie na zewnatrz klimatyzowanego lotniska. Upal, gorac i wilgoc, nareszcie czuc bylo lato!!! Dochodzila 22h czasu lokalnego, dla nas byla to 4 rano. Lilianka i jej maloletnia kolezanka Line, byly wyjatkowo grzeczne i prawie wcale niezmeczone, w przeciwienstwie do swoich rodzicow. My cala czworka ledwo stalismy na nogach. I wtedy zaczely sie nasze pierwsze problemy. Wozki bagazowe sa platne 5 dolcow za sztuke, my mielismy tylko banknoty po 100 i nie bylo gdzie rozmienic. Firmy wynajmujace samochody znajduja sie prawie 10 minut marszu i 5 minut kolejka nadziemna od glownego terminalu. Czworka doroslych, dwojka malych dziewczynek, szesc wielkich walizek, cztery torby podreczne i dwa wozki.... Niezapomniany widok! Jakims cudem udalo nam sie dotrzec do wypozyczalni, gdzie okazalo sie ze samochod, ktory zamowilismy jest..... po prostu za maly!!! Tak wiec musielismy zamienic na wiekszy, foteliki dla dziewczynek nie byly wliczone w cene wynajmu, i za GPS tez trzeba zaplacic osobno. Tak wiec mila i usmiechnieta Pani wystawila nam dodatkowy rachunek na 800 dolarow, a my prawie dostalismy ataku serca. Po dlugich i kretych negocjacjach stanelo na 400, zapakowalismy sie do naszego ogromnego Forda, i udalismy w kierunku Ocean Drive, gdzie znajdowalo sie nasze mieszkanie. GPS nie mogl zlapac sygnalu, wiec bladzilismy po miescie i gdy wreszcie dotarlismy do naszej rezydencji dochodzila juz 24. W budynku przywital nas portorykanski portier, ktory nie mowil prawie wogole po angielsu (jak sie pozniej okazalo, wiekszosc mieszkancow Miami nie wlada tym jezykiem) Odebralismy klucze do mieszkania, wjechalismy z calym ekwipunkiem na 17 pietro naszego budynku, weszlismy do apartamentu..... i okazalo sie ze mamy do dyspozycji tylko jedna sypialnie z jednym lozkiem!!! Madeline sie nie poddala, i zaczela otwierac wszystkie mozliwe drzwi w mieszkaniu, w nadzieji, ze gdzies ukryty jest drugi pokoj. Lozeczek dla dziewczynek rowniez nie bylo, a male robily sie coraz bardziej zmeczone. Martin z Madeline zaczeli wydzwaniac do wlasciciela mieszkania, ktory nie odbieral telefonu, ja w tym czasie udalam sie do recepcji. Cudem wytlumaczylam portierowi nasza ciezka sytuacje, ale on mimo wyraznych checi nie byl w stanie nam pomoc, gdyz nie byl recepcjonista, i nie on rozdawal mieszkania. Zalatwil nam jednak lozeczka dla dziewczynek, ktor Franck zabral na gore. Madeline zjechala do recepcji, gdyz udalo sie jej dodzwonic do wlasciciela mieszkania, ktory potwierdzil ze absolutnie nie jest to jego apartament. Tak wiec nastapila pomylka, portier nie potrafil naprawic bledu recepcjonisty, wlasciciel mieszkania byl w Bostonie, dochodzila 2 w nocy, a my nie mielismy mozliwosci przyzwoitego noclegu!!! Skonczylo sie na tym, ze dziewczynki spaly w swoich lozeczkach, ja z kolezanka na lozku, a chlopaki na nierozkladanej kanapie........ Nastepnego dnia juz o 7 rano Martin stal gotowy w recepcji i odebral klucze do naszego apartamentu. Wlasciciel bardzo nas przepraszal, i oczywiscie zwrocil koszty pierwszej nocy, a my dzieki tym wszystkim problemom, polozylismy sie pozno spac co pomoglo nam w dodtosowaniu sie do jet lagu ................Pozniej bylo juz tylko lepiej...... 
Dostalismy nasze wymazone mieszkanko, z dwoma sypialniami, z dwoma lazienkami, salonem i kuchnia. Nareszcie moglismy rozpoczac wakacje!

Widok z balkonu naszej sypialni

7 komentarzy:

  1. Od razu mi lepiej jak przeczytałam Twój wpis.To znaczy, że wszystko wróciło na swoje tory. :)- Inga

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj szykowało wam się odjazdowo. ;) - Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Imponujące są twoje podróże. Gratuluję wyborów. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie macie ... :):) ja też uwielbiam podróze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dobrze wiedziec, ze nie ja jedna mam zawsze ogromne przygody przy kazdym, wydawaloby sie ze spokojnym, wyjezdzie na wakacje. takiej kumulacji dramatow w przeciagu kilkunastu godzin chyba nawet nie mialam :)

    ja odwrotnie do ciebie - uwielbiam usa, ale glownie wschodnie wybrzeze i poludniowe stany, do klimatu z palmami nie ciagnie mnie na zadnym z kontynentow ;p chociaz wszelkie plaze uwielbiam!

    zuza
    voir-avoir-savoir.tumblr.com

    OdpowiedzUsuń
  6. a jak to jest z tymi visami dla Nas Polaków? W celach turystycznych zawsze można ją otrzymać?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze , ze nie mieliście rezerwacji przez booking.com , tak jak ja, bo byście spali albo pod gołym niebem, albo w śmierdzącej stęchlizną ruderze. :(((( Bo w środku sezonu znaleźć coś godziwego w Chorwacji było wręcz niemożliwe.( W końcu się udało, ale też nic ciekawego :)

    OdpowiedzUsuń