czwartek, 20 listopada 2014

Na emigracji w Paryzu.

Nie wyjechalam z Polski w celu polepszenia swojego bytu, ani w celach zarobkowych. Opuscilam kraj, gdyz bylam szalenie zakochana, a to ze akurat mialam we Francji prace, dzieki ktorej moglam sie utrzymac, bylo czystym przypadkiem.
Nigdy nie zastanawialam sie nad tym czy kiedys wyemigruje za granice. Tak na prawde, to nawet nie podejrzewalam, ze kiedykolwiek wyjede po za Polske. Lata dziewiedziesiate, byly oczywiscie latami przelomowymi w historii naszego kraju, zmainy nastepowaly w tepie blyskawicznym, lecz ja mieszkalam sobie spokojnie w Lodzi, i jedyne zmiany jakie widzialam, to coraz wieksza ilosc produktow na osiedlowym ryneczku. W tamtym okresie emigracja zarobkowa, nie byla jeszcze tak bardzo popularna jak dzis, a drugim jezykiem obowiazujacym w Anglii nie byl jeszcze jezyk polski. Wiec gdy zaproponowano mi kontrakt z paryska agencja mody, mama, tata i ja, tak na prawde nie wiedzielismy co z tym fantem zrobic. Strach, obawa, niepewnosc, ale jednoczesnie ekscytacja, radosc, ciekawosc i mozliwosc odkrycia « wielkiego swiata » Spakowalam torbe podrozna, wsiadlam do prawie pustego samolotu Air France i kilka godzin pozniej przechadzalam sie juz po Paryzu….
Poczatki byly bardzo kolorowe, mieszkanie i kieszonkowe gwarantowala agencja, bez wzgledu na to czy pracowalam czy nie. Jednak gdy w pewnym momencie postanowilam przeprowadzic sie do stolicy Francji na stale, musialam sama wziac los w swoje rece. Jako sidemnastoletnia dziewczyna, zalozylam konto we francuskim banku, kupilam swoja pierwsza komorke, wynajelam mieszkanie. Pierwsza wyplata…. No coz, oplacilam czynsz, rachunki za prad, gaz i wode. Reszte roztrwonilam w sklepach z ciuchami i perfumeriach. Zapomnialam chyba, ze lodowka nie napelni sie sama. Przez caly miesiac prawie przymieralam glodem, i jeszcze sie stresowalam czy zarobie wystarczajaco, aby w przyszlym miesiacu miec na wszystkie oplaty. Po mojej pierwszej finansowej porazce, nauczylam sie natychmiastowo, jak zarzdzac budzetem, i tak sie rzadzic , aby zawsze mi na wszystko starczalo.. Wracajac do Lodzi, nie potrafilam juz odnalezc sie w gronie moich rowiesnikow. Oni mieli problemy zwiazane z ich nastoletnim zyciem, ja mialam problemy osoby doroslej.
Mieszkajac w Paryzu, poznalam mnostwo roznych osob, w wiekszosci Francuzow. Moje polskie kontakty ograniczly sie do kilku kolezanek modelek, i tak tez pozostalo do dzisiaj. Mysle, ze to dzieki temu udalo mi sie w pelni zintegrowac z tutejszym otoczeniem. Blyskawicznie nauczylam sie jezyka francuskiego, bo bez tego nie da sie w tym kraju absolutnie funkcjonowac.
We Francji nauczylam sie jak prowadzic dom, jak robic zakupy, jak gotowac, jak dbac o siebie. Prawdziwa szkola zycia, ktora czasami dawala mi niezle w kosc. Bylo chwilami wspaniale i cudownie. Wizyty w muzeach, kina, teatry, wieczorne wyjscia do restauracji i do tutejszych klubow. Jednak czasami bywalo strasznie ciezko, smutno i przykro. Przeplakalam w poduszke wiele nocy, i bardzo chcialam wrocic do siebie, do domu, do rodzicow. Balam sie jednak, ze zostanie to uznane przez moje otoczenie jako porazka. Wstydzilam sie, nie chcialam byc ta, ktora wraca z podwinietym ogonem.


Dwa tygodnie temu, gdy wyladowalam z Ofelcia na izbie przyjec jednego z lodzkich szpitali, ogarnal mnie paniczny strach. Mojemu trzymiesiecznemu malenstwu wykryli zapalenie pluc. Byl to dla mnie szok, ciezar ktorego nie moglam uniesc sama. Mimo iz byli ze mna moi kochani rodzice, czulam sie calkowicie zagubiona. Nie potrafilam sie odnalezc. Wizja pozostania z mala w lodzkim szpitalu mnie przerazala. Nie wynikalo to z braku zaufania do naszych polskich lekarzy i sluzby zdrowia. Ja sie po prostu czulam nie na swoim miejscu. Czulam sie obco, w tym szpitalu wsrod tych ludzi. Czulam sie daleko od domu…..Plakalam ze strachu o moja coreczke, z bezsilnosci i z braku wplywu na ta cala przykra sytuacje. Plakalam gdyz nie bylam u siebie. Chcialam wrocic do Francj, do Paryza, do domu….
To wlasnie wtedy, zdalam sobie sprawe, ze po tylu latach emigracji, moje miejsce na ziemi nie jest juz w Lodzi, w domu u rodzicow, lecz w Paryzu przy Martinie. To tu jest moj dom, pod wzgledem fizycznym i emocjonalnym. To tu czuje sie u siebie, tutaj mam przyjaciol i znajomych, tutaj znam kazdy zakatek. To tutaj idac na ryneczek, spotykam pol okolicy i rozmawiamy o ostatnich wydazeniach, ktore mialy miejsce. To tutaj wiem co wlozyc do koszyka, aby ugotowac obiad, i robie to bez zastanowienia i ogladania opakowan. To tutaj otwierajac plotkarskie czasopisma, wiem kto gra w ktorym serialu, a kto wygral ostatni Taniec z Gwiazdami. To tutaj wiem, kto jest wykonawca piosenki nadawanej w radio. To tutaj mam dom, meza i dzieci…………
Francuscy przyjaciele mowia o mnie ze jestem Polka z urodzenia, ale Francuska z adopcji.
Kocham Polske, i bardzo mi jej brakuje, czuje sie Polka. Jednak kocham Francje, i nie wiem czy juz moglabym bez niej zyc. Moja emigracja sie zakonczyla. Teraz wiem, ze to tutaj jestem u siebie…..

Tu jest moj dom…………

19 komentarzy:

  1. Pięknie i szczerze. Myślę, że właśnie wtedy kiedy nam się udaję czujemy się jak w domu, bo czujemy, że dostaliśmy zielone światło na bycie pełnoprawnym członkiem nowego kraju. A taka postawa o, której napisałaś tymi słowami
    ''Balam sie jednak, ze zostanie to uznane przez moje otoczenie jako porazka. Wstydzilam sie, nie chcialam byc ta, ktora wraca z podwinietym ogonem''na pewno jest bardzo stresująca, ale daje najwięcej siły do działania. Oczywiście młodej dziewczynie, u której charakter i poglądy dopiero się kształtują szybciej jest się zaaklimatyzować. Najgorzej zaszyć się wśród swoich (tak jak to się słyszy o Polakach w UK) i udawać, że w tym nowym kraju nas nie ma. Mimo to, zdaję sobie sprawę, że co innego emigracja czysto zarobkowa (zmywak, bar, sprzątanie itd.), a co innego kiedy lecimy na powiedzmy gotowe (umowa, zapewnione mieszkanie itd.).
    Niestety co przypadek to inaczej, najgorsza jest tęsknota i poczucie wyobcowania.

    Całusy.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. PS Fajnie, że nas rozpieszczasz 3 notkami pod rząd! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martin w delegacji, adzieci w lozkach od 20. W koncu mam chwile dla siebie ;) Jutro kolejny wpis, tym razem gastronomiczny

      Usuń
  3. Ja nie wiem czy odważyłabym się wyemigrować, ale życie czasami samo za nas decyduje. Podziwiam Twoją odwagę. I myślę, że to bardzo dobrze, że teraz Francję uważasz za swój dom, tzn, że czujesz się tam w pełni akceptowana.

    PS. od bardzo dawna czytam Twojego bloga, ale jakoś nie mam odwagi komentować:)
    Bardzo przyjemnie się go czyta.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje, zawsze jest mi milo gdy mam sympatyczne komentarze pod wpisami. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Mój dom jest tam gdzie moi bliscy.. Łódź, Pruszków, Paryż. Wszędzie czuję się jak u siebie jeśli jestem z Wami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy kochanie.Mój dom też jest zawsze tam gdzie są ludzie których kocham i są mi bliscy. Ale niestety w pewnym wieku miejsce też ma znaczenie. Nie wszyscy jesteśmy z natury obywatelami Europy i świata i nie jest nam obojętne gdzie będziemy mieszkać. Starch drzew sie nie przesadza, przynajmniej tak mówi przysłowie.Dlatego jeśli emigracja to tylko w młodym wieku.

      Usuń
  5. Pieknie to napisalas. Mam nadzieje, ze z coreczka juz lepiej. Pozdrawiam z Belgii

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam takie same odczucia. Mieszkam w Paryżu kilkanaście lat i to tutaj teraz jestem u siebie, czuję się swojsko,tutaj poznałam męża i urodził się mój syn

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawde szkoda, ze tak niedbale napisany tekst. (Powazne bledy !)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, jeszcze raz przeczytalam i nie znalazmlam zadnego bledu z wyjatkiem jednego imigracja, zamiast emigracja w jednym zdaniu. No coz, na temat mojej ortografii prowadzone juz byly dluuugie dyskusje. Robie bledy mimo moich staran i nic na to nie poradze :)

      Usuń
    2. Może dawaj komus do korekty,albo korzystaj ze słownika, bo teksty fajne, ciekawe tematy, ale dużo literówek i ortografia leży rzeczywiście.A szkoda. :( to przeszkadza w czytaniu i odbiorze.

      Usuń
  8. Czuję bardzo podobnie... Łódź na zawsze pozostanie moim Shire, ale chyba właśnie dlatego nie ma już do niej powrotu. Frodo najlepiej to rozumiał. Od czasu studiów w Poznaniu, Erasmusa w Paryżu i życia emocjonalnego w Szkocji tak naprawdę żadne konkretne miejsce nie jest moim domem, są nim natomiast bliscy. Najbardziej tęsknię za Łodzią, ale coraz trudniej jest mi poczuć się tam jak dawniej i mam to sobie bardzo za złe...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakbym czytała siebie... Trochę ponad dwa lata temu przyjechałam do Francji żeby zacząć nowe życie, spełnić marzenia... Też nie było kolorowo, ale w końcu dopięłam swego i już tu zostanę. Polska oddala się wielkimi krokami... Czuję się tam bardziej jak turystka niż Warszawianka z krwi i kości.
    Zapraszam do mnie, jeśli masz ochotę poczytać o perypetiach studentki. :)
    Pozdrawiam!

    www.delautrecotede.blogspot.fr

    OdpowiedzUsuń
  10. Pomimo ze żyję na emigracji ja w dalszym ciagu utożsamiam się tylko z Polską. Być może to się kiedyś zmieni. Teraz póki co nawet na emigracji szukam polskich przyjaciół.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czesc z Prowansji, a raczej z Marsylii...
    Fajnie napisane, szczerze, taki "strumien mysli".
    Ale to poczucie wyobcowania wielu miało takze w Polsce.
    Osobiscie uwazam, ze kazdy pobyt zagranica otwiera umysł, a tym bardziej emigracja.
    Mimo ze Franków znam kilku ledwo, a naszych tu niewielu, co w porównaniu z uk jest ulga dla mnie.

    Zbieram materialy do ksiazki o polskiej unijnej emigracji i zapraszam na :

    http://znadsrodziemnego.wordpress.com

    Maciek

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny wpis! :) Powiem szczerze ja sama chciałabym zamieszkać w Paryżu, jestem oczarowana tym miejscem <3 Często zaglądam na Twojego bloga, jest świetny! Mam pytanie, wiesz może jak znaleźć mieszkanie w Paryżu? Z góry dziękuję za odpowiedź. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. www.pap.com
      www.seloger.com
      Ewentualnie agencje nieruchomosci ;)

      Usuń
    2. Jeszcze raz dziękuję ;)

      Usuń