piątek, 11 września 2015

Małe co nieco o tutejszej gastronomi

Powiem Wam tak, mieszkam tu już od piętnastu lat, i wydawałoby się, że o Francji, Francuzach, a już na pewno mieszkańcach Paryża wiem wszystko, a przynajmniej wiele. A tu jednak okazuje się, że nadal potrafią mnie zaskoczyć.

Paryżanie, uważają że, należą do francuskiej elity, i mimo, iż pozostali mieszkańcy kraju, absolutnie się z tym nie zgadzają, oni i tak mają wysokie zdanie na swój temat. Więc całkowicie normalne wydaje się, iż są prekursorami w każdej dziedzinie życia, narzucając trendy reszcie państwa.

To, że Francja słynie z wspaniałej gastronomii, przepysznych serów, wyjątkowego wina i szampana wie już każdy. To, że sami Francuzi, uważają się za mistrzów kulinarnych, również jest oczywiste. Potrafili nawet zdominować rynek amerykańskich fast foodów, przerabiając mdłe kanapki typu McDonalds, w gastronomiczne cudeńka. Paryskie hamburgery, to prawdziwa przygoda kulinarna, doceniona na skalę światową, gdyż według dziennika The Telegraph, w pierwszej dziesiątce najlepszych burgerów na świecie, znajduje się właśnie ten paryski (więcej o tym napiszę już wkrótce)
Mieszkańcy stolicy, jak i większość Francuzów, kochają jedzenie, delektują się nim, a każde wyjście do restauracji, uważane jest za prawdziwe przeżycie i ekspedycję kulinarna. Tutaj się nie je obiadu, tu się rozkoszuje posiłkiem! I mimo, że kuchnia francuska do lekkich nie należy, to na ulicach nie widać tłumów ludzi otyłych.



Edukacja żywieniowa we Francji, zaczyna się już w najmłodszym wieku, i jest ona prowadzona i stosowana zarówno w domach rodzinnych jak i wszelkich placówkach pedagogicznych.  Już, na kursach rodzenia, położne, tłumaczą młodym mamom, jak powinny wprowadzać dzieciakom pokarm, aby zachęcić je do jedzenia. I podczas gdy w Polsce, rodzice bez oporu podają dzieciakom różnego rodzaju kaszki i kleiki owocowe, tutaj należy to do rzadkości.  Podczas gdy w Polsce przygotowuje się zupki jarzynowe dla najmłodszych, tutaj, wprowadza się każde warzywo z osobna, aby dziecko mogło poznać i nauczyć się rozróżniać smaki.

Najmłodsi, uczeni są, że posiłki spożywa się o stałych porach dnia, a słodycze podawane są na podwieczorek, i oczywiście nie ma podjadania! Cukier, jest wykluczony z jadłospisu, lub serwowany w postaci ciast i ciasteczek. Maluszki zarówno w domach, jak i żłobkach, uczone są picia wody mineralnej, podczas posiłków, ale również dla zaspokojenia pragnienia. Uważa się, że napoje słodkie typu sok, nie pozwalają na odkrycie prawdziwego smaku potrawy, po za tym dostarczają całkowicie zbędny cukier. Preferowane są jogurty naturalne od owocowych, a różnego rodzaju deserki smakowe, serwowane są na wyjątkowe okazje. Tutejsze dzieci, od małego uczone są spożywania dorosłych posiłków, nie ma specjalnej kuchni dla maluchów, restauracje nie kwapią się do serwowania menu dziecięcych, a i rodzice nie robią tego w domu. Najmłodsi, jedzą obiady i kolacje jak dorośli Francuzi, którzy spożywają przystawkę, główne danie, ser lub deser. Ta sztywna zasada obowiązuje cały kraj, i uwierzcie mi, że tak też się da. Francuzi konsumują bardzo duże ilości warzyw i owoców, ale to jednak spożycie produktów mlecznych jest u nich rekordowo wysokie. Tutejsi obywatele, traktują jogurty, jako…. Desery! Moją mamę, już przestał dziwić fakt, że po skończonym, polskim, dwudaniowym obiedzie, mój mąż pałaszował jogurt owocowy. A już całkowicie przestała zwracać na to uwagę, odkąd na świecie pojawiły się jej polsko-francuskie wnuczki!

Francuzi w przeciwieństwie do Polaków, nie jedzą lepiej czy gorzej, jedzą po prostu inaczej. Śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja, to stały harmonogram posiłków tutejszych obywateli. Porcje serwowane, są jednak mniejsze niż te w Polsce, a „dużo” nie jest dla francuzów synonimem „smacznie”. Podczas gdy w Polsce po skończonym obiedzie i cieście, na stół wykładane są całe patery wędlin, śledzi, kiełbasek i nie wiadomo, czego jeszcze, to Francuzi, po prostu sprzątają ze stołu. Jeśli zjadłeś cały obiad lub kolacje, nie jesteś głodny, więc jaki jest sens podawania i serwowania kolejnych potraw? To całkowicie zbędne podjadanie, które może i zaspokoi twoje łakomstwo, ale doprowadzi również do nadmiernej konsumpcji i nadwagi. Bo kto nie będzie jadł, jak mu się „postawi przed nosem”? Jestem tego ewidentnym przykładem! We Francji, odpowiadają mi bardzo francuskie normy, i bez mrugnięcia okiem się do nich stosuje. Jednak będąc w Polsce, znajomi nie mogą się nadziwić, że kategorycznie odmawiam serwowania dodatkowego jedzenia, po skończonym posiłku, a później z chęcią pałaszuje wszystkie smakołyki postawione na stole. Cóż, my Słowianie, biesiadowanie mamy chyba we krwi! Wydaje mi się, że Francuzi mają też więcej umiaru jeśli chodzi o jedzenie (i picie!!!) niż Polacy, potrafią sobie odmówić, wytłumaczyć, lub najzwyczajniej na świecie, zaprzestać na jednej porcji bez dokładki.

Ostatnim trendem, który staje się niezwykle popularny wśród tutejszych mieszkańców, jest tendencja ekologicznej żywności. Jestem ogromną zwolenniczką jedzenia bio, i jeśli tylko mogę, i mam wybór, to takie produkty kupuję. Bez antybiotyków, beż hormonów, niemodyfikowane genetycznie itp., itd. Każdy dba o siebie i swoje dzieci jak tylko może i potrafi… Mam dwie koleżanki, które mają całkowitego hopla na punkcie zdrowego odżywiania. Obie kupują w ekologicznych sklepach, organiczną żywność, środki czystości, czy kosmetyki. Jedna poszła o krok dalej, i nie spożywa mięsa, w imię zdrowego odżywiania się i ekologii. Obie są matkami, i obie są w kolejnej ciąży…. I obie palą papierosy! I jak, też Was zaskoczyłam? Nie zjedzą kurczaka czy łososia, bez certyfikatu, ale uważają, że kilka papierosów dziennie nie zaszkodzi ich dziecku….. Ręce opadają….


O paryskim wychowaniu, życiu w stolicy, tutejszej gastronomii i wielu innych ciekawych sprawach przeczytacie w mojej książce „Mój Paryż, moja miłość” Zachęcam!

11 komentarzy:

  1. Wow, świetna sprawa.. Chociaż fakt, ręce opadają z tymi papierosami!! Nie wiem czy to nieznajomość biologii i budowy ciała człowieka czy co...

    Ja mieszkam w Hiszpanii i trochę mi brakuje zdrowego odżywiania, pomimo tej całej "kuchni śródziemnomorskiej".. Moja teściowa na zakąskę przed obiadem wyjmuje chipsy ziemniaczane z torebki (zdrowe przecież - bo z oliwą z oliwek), drugą paczkę daje nam do domu (no tak.. zawsze się zjedzą, ale moja mama do dzisiaj narzeka jak widzi, że jem chipsy i mówi że to rakotwórcze itp, i nigdy by mi ich nie dała z własnej woli). Teściowa na śniadanie dla synka (ja już zapowiedziałam rok temu, że ja tego nie jem ani na śniadanie ani w ogóle) daje mnóstwo przemysłowych słodkich bułek (każda zapakowana osobno.. bo w taki sposób zachowują "świeżość"), rogalików i nie wiem czego jeszcze ;) A kiedy ja zrobiłam dla niego domowe muffiny na kilka dni z rzędu na śniadanie (nie mam zamiaru walczyć z jego przyzwyczajeniami, ale mogę zrobić coś, żeby jadł zdrowiej) i Miguel pochwalił się mamie, że mu zrobiłam, to teściowa skwitowała: Eee tam. To powiedz Oldze, żeby nie marnowała czasu i nie piekła muffinów, bo można kupić.
    ..... Też mi trochę ręce opadły ;P No cóż, mieszkanie w innych krajach jednak uczy nas tolerancji na inne, wydawałoby się "dziwne" zwyczaje. I na te dobre i na te, które w głębi duszy uważamy za "nieodpowiednie" (jak np. moim zdaniem jedzenie na śniadanie słodkich bułek zapakowanych w folię z datą ważności upływającą w 2016 roku nie jest ok, chyba że jestem na kempingu czy zgubiłam się w lesie ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się!!! Tutaj też niestety te bułeczki są i niektórzy nawet je konsumują.... Czy twój synk ma na imię Miguel? Uwieeeelbiam! To moje ulubione imię latynoskie!!! Kiedyś nawet umawiałam się z pewnym Miguelem, ale to już osobna historia :)

      Usuń
    2. Hahaha, do małego dziecka mu niedaleko, ale Miguel to mój chłopak (sPACSowany wg hiszpańskiego prawa, dlatego tak już stosuję nazewnictwo "teściowa" itp.) ;)) Ja w ogóle nie jem glutenu (z wyboru), czego teściowa też nie mogła zrozumieć, "no bo co ja będę jeść na śniadanie" - odpowiedź że kaszę jaglaną z bananem lub jogurt itp jej nie satysfakcjonuje. Ech, dzięki, mogłam się trochę przynajmniej wyżyć na tą teściową ;) W większości sytuacji jest ok, ale jeśli chodzi o jedzenie, to nadajemy na zupełnie innej fali ;)

      Usuń
    3. Wielbicielka języka francuskiego, która nie je bagietki? Wstydziłabyś się Olga!!!
      Ja też, od lat, staram się nie jeść glutenu, ale kapituluję w czasie wakacji i nadzwyczajnych sytuacji. Solidaryzuję się z Tobą jeżeli chodzi o teściową ;)

      Usuń
    4. Haha :) Ja kapituluję jak sobie zaplanuję: hamburgery (ale takie raczej gourmet, z dobrego mięska i z dobrymi dodatkami, może raz na 2-3 miesiące), czasami jakieś kalmary w panierce, nie wiem czym oni to panierują więc liczę jako gluten, ale raz na jakiś czas zjadam ze smakiem. Chlebom, bagietkom i słodkim bułkom mówię nie! (A tak na serio - odkryłam, że moje problemy trawienne były wywoływane właśnie przez gluten, nie mam celiakii, ale.. hm, bez glutenu zdecydowanie lepiej funkcjonuję ;) i o wiele lepiej się czuję). No to nie jestem sama z moją teściową, dzięki!

      Usuń
  2. Właśnie to we Francji lubię, te ich stałe godziny posiłków, brak podjadania, to że wszyscy jedzą razem, mają radość z jedzenia, robią przerwy na lunch. W Polsce ludzię jedzą podczas pracy, przy biurku, o różnych porach i najlepiej jak najszybciej. Co do zdrowego jedzenia to akurat produktów bio nie kupuję, ale staram się jadać dobrze. Znam rodziny, które mają wszystko bio i to są właśnie rodziny z małymi dziećmi. Mi jak najbardziej odpowiada francuski sposób jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten francuski rytm posiłków, ale niestety, przez długi czas (1,5 roku) nie mogłam się nim cieszyć, ponieważ praca w restauracji, a co za tym idzie jadanie tylko 2 posiłków dziennie, rozregulowała mój wewnętrzny zegarek. Dopiero po zmianie pracy odkryłam uroki wspólnych, biurowych obiadków. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. " Cukier, jest wykluczony z jadłospisu, lub serwowany w postaci ciast i ciasteczek." Ahh ta francuska logika ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakże różna jest moja opinia na temat nawyków żywnościowych we Francji. Fakt,iż dorosły Francuz spożywa tylko dwa posiłki dziennie; déjeuner i diner (śniadania i podwieczorki w mojej francuskiej rodzinie są przeznaczone dla dzieci), nie wydaje mi się godny naśladowania. Byłam też zasmucona, gdy moja córka powiedziała mi, że jej koleżanka (9-latka) nie ma prawa jedzenia drugiego śniadania w szkole (bo nie wolno podjadać).Jestem zwolenniczka kilku małych posiłków dziennie, szczególnie jeżeli chodzi o dzieci.
    Mieszkam tu już od sześciu lat (ale nie w Paryżu) i nie mogę się nadziwić jak dużo jedzą Francuzi i jak dużą wagę przykładają do obfitych posiłków. Zostałam wychowana w myśl maksymy Sokratesa "Jemy, aby żyć, nie żyjemy, aby jeść" i trudno jest mi znieść tą obsesję na punkcie jedzenia.
    Drugą, zaprzeczającą tej pierwszej,obsesją Francuzów jest szczupłość. Moja teściowa szczyci się faktem, że je tylko raz dziennie (w celu utrzymania szkieletycznej sylwetki) a gdy zje coś więcej gdy przychodzą goście to katuje się potem zupką przez kilka dni.
    Podoba mi się zato we Francji łatwość zdobycia żywności ekologicznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och! Jak można jeść tylko jeden raz dziennie albo zabraniać dziecku drugiego śniadania? (przerażenie w oczach) Nigdy nie pojadę tam, gdzie mieszkasz ;)

      Usuń
  6. Jesteś pewna, że Francuzi piją mniej? Z mojego doświadczenia wygląda to inaczej...na pewno nie piją dużo wódki ;))

    OdpowiedzUsuń