poniedziałek, 28 września 2015

Paryskie metro, wyprawa z dziewczynkam

Wczoraj, oprócz tego, że byłam na wspaniałym spacerze z dziewczynkami, podczas którego przechadzałyśmy się największymi bulwarami Paryża, zamkniętymi całkowicie dla samochodów to…

Wczoraj przeżyłam najgorszy dzień w całym moim życiu….

źródło internet


Martin przez cały ubiegły tydzień przebywał w delegacji, i swój pobyt w San Francisco, postanowił przedłużyć o sobotę i niedzielę. Tak więc, chcąc nie chcąc, w niedzielę byłam sama z dziewczynkami. Jednak „Paryż bez samochodu” to wydarzenie na skalę roku, pierwsze i oby nie ostatnie. Dlatego postanowiłam, że po zjedzonym objedzie pojedziemy do centrum, ja, Lilianka, Ofelcia, wózek, torba z przewijakiem, aparat fotograficzny, i tysiąc innych całkowicie zbędnych rzeczy, które jednak były bardzo potrzebne moim dzieciom. Oczywiście o tym, że musiałam taszczyć wózek z Ofelcią i tobołami, oraz ciągnąć Lilkę po schodach, w dół i w górę, i absolutnie NIKT mi nie pomógł, nie będę się rozpisywać. O tym wie każda młoda matka zamieszkująca stolicę.
Większość linii metra posiada swoich kierowców, którzy to bacznie obserwują, czy już można zamknąć drzwi, i czy wszyscy pasażerowie zdążyli wsiąść i wysiąść z wagonu. Jednak, RATP (tutejszy zarząd metra) stara się udoskonalić transport publiczny, i niektóre z pociągów, są już w pełni zautomatyzowane. Linia numer 1, biegnąca wzdłuż Sekwany, i przewożąca największą ilość pasażerów dziennie, jako pierwsza została zmodernizowana. Oprócz pociągu bez kierowcy, na peronie zainstalowano, dodatkowe zabezpieczenia w formie szklanych barierek/murków z suwanymi drzwiami.

Gdy na peron podjechało kolejne metro ustawiłam się z boku, kulturalnie czekając aż, pasażerowie opuszczą wagon, zanim my wsiądziemy. Stałam z wózkiem przed sobą, a przed wózkiem stała Lilianka niecierpliwa, aby już dostać się do środka. Na peronie panował ogromny zgiełk i ścisk, również samo metro, było przepełnione. Gdy podróżujący opuścili kolejkę, raptem kilka osób zdążyło wsiąść, a metro już zapiszczało, i zamknęło drzwi. Cofnęłam więc wózek, i dopiero zauważyłam, że za zamykającymi się drzwiami, w środku kolejki, stoi Lilianka…..
Krzyknęłam głośno, i rzuciłam się między drugą parę szklanych drzwi. Drzwi z hukiem zatrzasnęły się na moim ramieniu i plecach. Młody mężczyzna w środku metra, gdy zorientował się, co się właśnie wydarzyło, usiłował otworzyć na siłę drzwi kolejki. Inni pasażerowie zaczęli rozsuwać dodatkowe drzwi zabezpieczenia, aby mnie z nich wyciągnąć. Ktoś zaczął krzyczeć o pomoc na peronie, ktoś w kolejce nacisnął alarm. Jednak bezduszne automatyczne metro, niemające ani oczu ani serca, pojechało na kolejną stację, z moją czteroletnią, samotną Lilianką w środku, zostawiając mnie na peronie, walącą pięściami w szyby……………

To, co się działo w mojej głowie i w moim sercu jest nie do opisania. Żadne słowa nie są w stanie wyrazić ogromnego strachu i bólu, które ogarnęły moje ciało i umysł. Roztrzęsiona nie mogłam się opanować od płaczu, patrząc tępo w oddalający się pociąg. Byłam przerażona. Popatrzyłam w górę na panel, oznajmiający, że kolejne metro podjedzie za około 3 minut, plus dwie minuty jazdy. Przed sobą miałam perspektywę spędzenia pięciu najdłuższych minut w moim życiu….
Ja, która, osoba, która nigdy się nie boi, która zawsze opanuje sytuację. Gdy Liliana spadła z schodów do piwnicy sąsiadów, to właśnie ja zarządziłam, co robimy, podczas gdy mąż i znajomi stali w szoku. To również ja trzymałam nerwy na wodzy, gdy Lilianka odwodniona wylądowała na ostrym dyżurze, z rotawirusem i drgawkami spowodowanymi wysoką gorączką. To również ja, wsiadłam w samochód i zawiozłam małą do szpitala wcześniej robiąc jej opatrunek na rozciętej głowie, podczas gdy przyjaciele stali wystraszeni….

A teraz stałam całkowicie bezradna, nie mogłam nic…absolutnie nic…. Całkowicie nic!!! Szlochałam i tłukłam pięściami w szybę, z nadzieją, że się rozsypie, a ja zeskoczę na peron i pobiegnę na oddalającym się metrem. Dopiero płacz Ofelci, wyrwał mnie z amoku. Przypomniałam sobie, że przecież mam jeszcze drugie dziecko, i że ono będąc świadkiem zamieszania, na pewno jest równie przerażone, co ja. Wzięłam się w garść, uspokoiłam, i zajęłam córeczką, bez przerwy myśląc o mojej biednej Liliance, która sama pojechała metrem….

Chwilę potem, młoda dziewczyna, z grupki nastolatek stojących obok, odezwała się do mnie. Okazało się, że chłopak, który rozpaczliwie usiłował otworzyć drzwi, to ich przyjaciel, właśnie zadzwonił. On i jego dziewczyna, są z Lilianką, trzymają ją za ręce, i będą na mnie czekać na następnej stacji.

Gdy po najdłuższych trzech minutach oczekiwania, nieszczęsne metro podjechało, wepchnęłam się bezczelnie do środka. Kolejne dwie minuty, dłużyły się w nieskończoność. I gdy na przystanku, otworzyły się drzwi i wsiedli młodzi ludzie z Lilką, dopiero wtedy kamień spadł mi z serca. Ścisnęłam córeczkę, najmocniej jak tylko mogłam, i przez łzy szeptałam jej jak bardzo ją kocham….
Lilianka nie wyglądała na przestraszoną ani na zagubioną, co zdecydowanie poprawiło mi nastrój. Moja mała dziewczynka, okazała się bardzo dzielna, mimo to do końca dnia, i jeszcze dziś rano wspominała tą niesympatyczną historię.

Ja natomiast mam traumę, chyba już do końca życia, bo widok przyklejonej do szyby Lilki z przerażoną miną, w odjeżdżającym metrze, tkwi mi nadal przed oczami…. Pierwszy raz w życiu, bałam się tak bardzo, i byłam tak strasznie bezsilna.
Nie miałam nawet okazji, podziękować grupie moich młodych wybawicieli, gdyż chwilę później wysiedli z kolejki, a ja byłam zbyt zajęta ściskaniem i duszeniem mojej córeczki. Wiem, że nie czytają mojego bloga, ale mimo to Dziękuję Wam!


A dla Was przestroga, abyście uważali w paryskim metrze, nie tylko na pick pocketów, ale również na automatyczne pociągi…

17 komentarzy:

  1. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło :* Życzę udanego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łzy mam w oczach czytając Twoja historie . Nawet nie jestem wstanie sobie wyobrazić Twojego strachu

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera, masakryczne przeżycie :(. Sama bym chyba rozleciała się ze strachu. Dobrze, że Lilka się znalazła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poryczałam się. Brawo dla Lilianki ale też dla tyc młodych ludzi którzy żwawo zareagowali !

    OdpowiedzUsuń
  5. Bidulka malutka :( wyobrazam sobie co przezylas...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu Paulina, to jest właśnie mój największy koszmar, kiedy podrożuję metrem z dziewczynkami metrem czy RER. Kiedyś mi tak niemal odjechała Victoria, na szczęście miły Pan przytrzymał drzwi, żebym weszła do wagonu... Nawet sobie nie wyobrazam, co czułaś. Dobrze, że wszystko się skończyło szczęśliwie

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż mam dreszcze jak to czytam, najważniejsze że wszystko teraz juz ok, i chyba to nie jest dobry pomysł zabierać małe dzieci do metra zwłaszcza paryskiego . Cały dla Was dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Torse a być chyba debilem, żeby zakreślić "to jednak nie to" pod tekstem. Mamo w Paryzu, wzruszyłaś mńie do łez. Mieszkam tutaj, i metro z dzieckiem za rękę, zawsze mnie przeraża. Dobrze ze wszystko sie pięknie skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Współczuję, dobrze ze wszystko się szczęśliwie skończyło. Zycze Ci, żebyś więcej tego nie przeżyła.

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko Boska 😞 toż to koszmar i trauma chyba na całe życie. 😞 współczuję ci z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  11. Współczuję bardzo mocno... nawet nie chcę sobie wyobrażać tego co przeżywałaś, nie wiem jak ja bym sobie w takiej sytuacji poradziła więc lepiej by się mi taka nie przydarzyła. Popłakałam się czytając wpis. Dobrze, że wszystko się skończyło pozytywnie i życzę byś nie miała więcej takich przygód. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezu. Historia jak z najgorszych koszmarów... Dobrze, że jacyś rozgarnięci ludzie się znaleźli w tym metrze!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak mawia moj maz: nigdy przodem dziecko! Do windy rowniez! Teraz chyba rozumiem dlaczego jest taki drastycznie ostry w tej zasadzie... Doswiadczenie okropnie! Dobrze ze wszystko dobrze sie skonczylo!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nam sie kiedys przytrafila podobna historia, starsza wsiadla, a my z mezem i mlodsza w wozku zostalismy na peronie... Maz pogonill w te pedy na nastepny przystanek, a ja czekalam na nastepna kolejke... Wyobrazam sobie, co moglas poczuc. Zdarza sie to w takich wielkich metropoliach niestety bardzo, bardzo czesto, nawet jesli pociagiem kieruje czlowiek.

    OdpowiedzUsuń
  15. Aż mnie zmroziło jak to czytałam. Cale szczęście, że wszystko dobrze się skończyło! ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Straszne,wiem cos na ten temat ,przeżyłam te same 5 minut w zeszlym roku

    OdpowiedzUsuń