Nie wyjechalam z Polski w celu
polepszenia swojego bytu, ani w celach zarobkowych. Opuscilam kraj, gdyz
bylam szalenie zakochana, a to ze akurat mialam we Francji prace, dzieki ktorej
moglam sie utrzymac, bylo czystym przypadkiem.
Nigdy nie zastanawialam sie nad tym
czy kiedys wyemigruje za granice. Tak na prawde, to nawet nie podejrzewalam, ze
kiedykolwiek wyjede po za Polske. Lata dziewiedziesiate, byly oczywiscie latami
przelomowymi w historii naszego kraju, zmainy nastepowaly w tepie
blyskawicznym, lecz ja mieszkalam sobie spokojnie w Lodzi, i jedyne zmiany
jakie widzialam, to coraz wieksza ilosc produktow na osiedlowym ryneczku. W
tamtym okresie emigracja zarobkowa, nie byla jeszcze tak bardzo popularna jak
dzis, a drugim jezykiem obowiazujacym w Anglii nie byl jeszcze jezyk polski.
Wiec gdy zaproponowano mi kontrakt z paryska agencja mody, mama, tata i ja, tak
na prawde nie wiedzielismy co z tym fantem zrobic. Strach, obawa, niepewnosc,
ale jednoczesnie ekscytacja, radosc, ciekawosc i mozliwosc odkrycia « wielkiego
swiata » Spakowalam torbe podrozna, wsiadlam do prawie pustego samolotu
Air France i kilka godzin pozniej przechadzalam sie juz po Paryzu….
Poczatki byly bardzo kolorowe,
mieszkanie i kieszonkowe gwarantowala agencja, bez wzgledu na to czy pracowalam
czy nie. Jednak gdy w pewnym momencie postanowilam przeprowadzic sie do stolicy
Francji na stale, musialam sama wziac los w swoje rece. Jako sidemnastoletnia
dziewczyna, zalozylam konto we francuskim banku, kupilam swoja pierwsza komorke,
wynajelam mieszkanie. Pierwsza wyplata…. No coz, oplacilam czynsz, rachunki za
prad, gaz i wode. Reszte roztrwonilam w sklepach z ciuchami i perfumeriach.
Zapomnialam chyba, ze lodowka nie napelni sie sama. Przez caly miesiac prawie
przymieralam glodem, i jeszcze sie stresowalam czy zarobie wystarczajaco, aby w
przyszlym miesiacu miec na wszystkie oplaty. Po mojej pierwszej finansowej
porazce, nauczylam sie natychmiastowo, jak zarzdzac budzetem, i tak sie rzadzic , aby zawsze mi na wszystko starczalo.. Wracajac do Lodzi, nie potrafilam juz
odnalezc sie w gronie moich rowiesnikow. Oni mieli problemy zwiazane z ich
nastoletnim zyciem, ja mialam problemy osoby doroslej.
Mieszkajac w Paryzu, poznalam
mnostwo roznych osob, w wiekszosci Francuzow. Moje polskie kontakty ograniczly
sie do kilku kolezanek modelek, i tak tez pozostalo do dzisiaj. Mysle, ze to
dzieki temu udalo mi sie w pelni zintegrowac z tutejszym otoczeniem.
Blyskawicznie nauczylam sie jezyka francuskiego, bo bez tego nie da sie w tym
kraju absolutnie funkcjonowac.
We Francji nauczylam sie jak
prowadzic dom, jak robic zakupy, jak gotowac, jak dbac o siebie. Prawdziwa
szkola zycia, ktora czasami dawala mi niezle w kosc. Bylo chwilami wspaniale i
cudownie. Wizyty w muzeach, kina, teatry, wieczorne wyjscia do restauracji i do
tutejszych klubow. Jednak czasami bywalo strasznie ciezko, smutno i przykro.
Przeplakalam w poduszke wiele nocy, i bardzo chcialam wrocic do siebie, do domu,
do rodzicow. Balam sie jednak, ze zostanie to uznane przez moje otoczenie jako
porazka. Wstydzilam sie, nie chcialam byc ta, ktora wraca z podwinietym ogonem.
Dwa tygodnie temu, gdy
wyladowalam z Ofelcia na izbie przyjec jednego z lodzkich szpitali, ogarnal
mnie paniczny strach. Mojemu trzymiesiecznemu malenstwu wykryli zapalenie pluc.
Byl to dla mnie szok, ciezar ktorego nie moglam uniesc sama. Mimo iz byli ze
mna moi kochani rodzice, czulam sie calkowicie zagubiona. Nie potrafilam sie
odnalezc. Wizja pozostania z mala w lodzkim szpitalu mnie przerazala. Nie wynikalo
to z braku zaufania do naszych polskich lekarzy i sluzby zdrowia. Ja sie po
prostu czulam nie na swoim miejscu. Czulam sie obco, w tym szpitalu wsrod tych
ludzi. Czulam sie daleko od domu…..Plakalam ze strachu o moja coreczke, z
bezsilnosci i z braku wplywu na ta cala przykra sytuacje. Plakalam gdyz nie
bylam u siebie. Chcialam wrocic do Francj, do Paryza, do domu….
To wlasnie wtedy, zdalam sobie
sprawe, ze po tylu latach emigracji, moje miejsce na ziemi nie jest juz w
Lodzi, w domu u rodzicow, lecz w Paryzu przy Martinie. To tu jest moj dom, pod
wzgledem fizycznym i emocjonalnym. To tu czuje sie u siebie, tutaj mam
przyjaciol i znajomych, tutaj znam kazdy zakatek. To tutaj idac na ryneczek,
spotykam pol okolicy i rozmawiamy o ostatnich wydazeniach, ktore mialy miejsce.
To tutaj wiem co wlozyc do koszyka, aby ugotowac obiad, i robie to bez
zastanowienia i ogladania opakowan. To tutaj otwierajac plotkarskie czasopisma,
wiem kto gra w ktorym serialu, a kto wygral ostatni Taniec z Gwiazdami. To
tutaj wiem, kto jest wykonawca piosenki nadawanej w radio. To tutaj mam dom,
meza i dzieci…………
Francuscy przyjaciele mowia o
mnie ze jestem Polka z urodzenia, ale Francuska z adopcji.
Kocham Polske, i bardzo mi jej
brakuje, czuje sie Polka. Jednak kocham Francje, i nie wiem czy juz moglabym bez niej zyc. Moja
emigracja sie zakonczyla. Teraz wiem, ze to tutaj jestem u siebie…..
Tu jest moj dom…………
Pięknie i szczerze. Myślę, że właśnie wtedy kiedy nam się udaję czujemy się jak w domu, bo czujemy, że dostaliśmy zielone światło na bycie pełnoprawnym członkiem nowego kraju. A taka postawa o, której napisałaś tymi słowami
OdpowiedzUsuń''Balam sie jednak, ze zostanie to uznane przez moje otoczenie jako porazka. Wstydzilam sie, nie chcialam byc ta, ktora wraca z podwinietym ogonem''na pewno jest bardzo stresująca, ale daje najwięcej siły do działania. Oczywiście młodej dziewczynie, u której charakter i poglądy dopiero się kształtują szybciej jest się zaaklimatyzować. Najgorzej zaszyć się wśród swoich (tak jak to się słyszy o Polakach w UK) i udawać, że w tym nowym kraju nas nie ma. Mimo to, zdaję sobie sprawę, że co innego emigracja czysto zarobkowa (zmywak, bar, sprzątanie itd.), a co innego kiedy lecimy na powiedzmy gotowe (umowa, zapewnione mieszkanie itd.).
Niestety co przypadek to inaczej, najgorsza jest tęsknota i poczucie wyobcowania.
Całusy.
:)
PS Fajnie, że nas rozpieszczasz 3 notkami pod rząd! :)
OdpowiedzUsuńMartin w delegacji, adzieci w lozkach od 20. W koncu mam chwile dla siebie ;) Jutro kolejny wpis, tym razem gastronomiczny
UsuńJa nie wiem czy odważyłabym się wyemigrować, ale życie czasami samo za nas decyduje. Podziwiam Twoją odwagę. I myślę, że to bardzo dobrze, że teraz Francję uważasz za swój dom, tzn, że czujesz się tam w pełni akceptowana.
OdpowiedzUsuńPS. od bardzo dawna czytam Twojego bloga, ale jakoś nie mam odwagi komentować:)
Bardzo przyjemnie się go czyta.
Pozdrawiam
Dziekuje, zawsze jest mi milo gdy mam sympatyczne komentarze pod wpisami. Pozdrawiam!
UsuńMój dom jest tam gdzie moi bliscy.. Łódź, Pruszków, Paryż. Wszędzie czuję się jak u siebie jeśli jestem z Wami :)
OdpowiedzUsuńWiemy kochanie.Mój dom też jest zawsze tam gdzie są ludzie których kocham i są mi bliscy. Ale niestety w pewnym wieku miejsce też ma znaczenie. Nie wszyscy jesteśmy z natury obywatelami Europy i świata i nie jest nam obojętne gdzie będziemy mieszkać. Starch drzew sie nie przesadza, przynajmniej tak mówi przysłowie.Dlatego jeśli emigracja to tylko w młodym wieku.
UsuńPieknie to napisalas. Mam nadzieje, ze z coreczka juz lepiej. Pozdrawiam z Belgii
OdpowiedzUsuńMam takie same odczucia. Mieszkam w Paryżu kilkanaście lat i to tutaj teraz jestem u siebie, czuję się swojsko,tutaj poznałam męża i urodził się mój syn
OdpowiedzUsuńNaprawde szkoda, ze tak niedbale napisany tekst. (Powazne bledy !)
OdpowiedzUsuńKurcze, jeszcze raz przeczytalam i nie znalazmlam zadnego bledu z wyjatkiem jednego imigracja, zamiast emigracja w jednym zdaniu. No coz, na temat mojej ortografii prowadzone juz byly dluuugie dyskusje. Robie bledy mimo moich staran i nic na to nie poradze :)
UsuńMoże dawaj komus do korekty,albo korzystaj ze słownika, bo teksty fajne, ciekawe tematy, ale dużo literówek i ortografia leży rzeczywiście.A szkoda. :( to przeszkadza w czytaniu i odbiorze.
UsuńCzuję bardzo podobnie... Łódź na zawsze pozostanie moim Shire, ale chyba właśnie dlatego nie ma już do niej powrotu. Frodo najlepiej to rozumiał. Od czasu studiów w Poznaniu, Erasmusa w Paryżu i życia emocjonalnego w Szkocji tak naprawdę żadne konkretne miejsce nie jest moim domem, są nim natomiast bliscy. Najbardziej tęsknię za Łodzią, ale coraz trudniej jest mi poczuć się tam jak dawniej i mam to sobie bardzo za złe...
OdpowiedzUsuńJakbym czytała siebie... Trochę ponad dwa lata temu przyjechałam do Francji żeby zacząć nowe życie, spełnić marzenia... Też nie było kolorowo, ale w końcu dopięłam swego i już tu zostanę. Polska oddala się wielkimi krokami... Czuję się tam bardziej jak turystka niż Warszawianka z krwi i kości.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, jeśli masz ochotę poczytać o perypetiach studentki. :)
Pozdrawiam!
www.delautrecotede.blogspot.fr
Pomimo ze żyję na emigracji ja w dalszym ciagu utożsamiam się tylko z Polską. Być może to się kiedyś zmieni. Teraz póki co nawet na emigracji szukam polskich przyjaciół.
OdpowiedzUsuńCzesc z Prowansji, a raczej z Marsylii...
OdpowiedzUsuńFajnie napisane, szczerze, taki "strumien mysli".
Ale to poczucie wyobcowania wielu miało takze w Polsce.
Osobiscie uwazam, ze kazdy pobyt zagranica otwiera umysł, a tym bardziej emigracja.
Mimo ze Franków znam kilku ledwo, a naszych tu niewielu, co w porównaniu z uk jest ulga dla mnie.
Zbieram materialy do ksiazki o polskiej unijnej emigracji i zapraszam na :
http://znadsrodziemnego.wordpress.com
Maciek
Świetny wpis! :) Powiem szczerze ja sama chciałabym zamieszkać w Paryżu, jestem oczarowana tym miejscem <3 Często zaglądam na Twojego bloga, jest świetny! Mam pytanie, wiesz może jak znaleźć mieszkanie w Paryżu? Z góry dziękuję za odpowiedź. :)
OdpowiedzUsuńwww.pap.com
Usuńwww.seloger.com
Ewentualnie agencje nieruchomosci ;)
Jeszcze raz dziękuję ;)
Usuń