Gdy przyjechałam
po raz pierwszy do Paryża, nie miałam żadnych pieniędzy, byłam biedna jak mysz
kościelna, i tylko agencyjne kieszonkowe, pozwalało mi na utrzymanie się w tej
cholernie drogiej stolicy. W Lodzi, też nie należałam do osób majętnych, a
szczytem moich wydatków było wyjście na Colę (nie będę pisać na piwo, bo nie
wypada J ) z
koleżankami, ewentualnie wypad do kina. Tak, więc w moim rodzinnym mieście,
korzystałam z tramwajów i autobusów, a będąc w Paryżu, poruszałam się po
stolicy metrem. Pierwsze doświadczenia z taksówkami, nabyłam w stolicy Francji,
gdy nareszcie zaczęłam zarabiać jakieś konkretne pieniądze, i mogłam pozwolić
sobie na wieczorny powrót do domu, jako pasażer na tylnym siedzeniu. I tu
zaczęła się walka o byt…
Paryski taksówkarz
to ktoś! On ma samochód, więc i on decyduje. Sam dobiera swoich klientów, sam
decyduje się, jaką trasą ich zawiezie do wybranego celu, i sam określi ile
zapłacisz. Paryski taksówkarz XXI wieku, może być śmiało porównywany, to
polskiego, zapyziałego taksiarza z czasów PRL.
Gdy pewnego razu,
Paryżem zawładnął kolejny strajk metra, pociągów i autobusów, miasto zostało
całkowicie sparaliżowane. Mieliśmy wtedy z Martinem, zarezerwowany już od wielu
miesięcy kurs sommelierski, i nie chcieliśmy absolutnie go przegapić. Jako
mieszkanka Montmartre, dzielnie udałam się na dworzec Saint Lazare, miłym i
spokojnym spacerkiem, trwającym około godziny, aby następnie skorzystać z
przywilejów elektrycznego metra, bez kierowcy, czyli bez strajku, które miało
mnie zawieźć na zajęcia. Z Martinem i znajomymi, spotkaliśmy się na miejscu, i
wspaniale spędziliśmy wieczór, na degustacji win i serów francuskich. Późną
nocą, ruszyliśmy metrem w przeciwnym kierunku, pożegnaliśmy się i każdy ruszył
w swoją stronę. Po drodze, trzy wolne taksówki, zatrzymały się, jednak gdy
podawaliśmy adres, kierowcy mówili że nie jest to im po drodze, i z tupetem
zamykali szyby. Był listopad, padał deszcz i hulał wiatr, dwa dni później
lekarz postawił diagnozę, zapalenie oskrzeli. Jeśli myślicie, że taksówkarze zachowali
się w ten sposób, ponieważ miasto pogrążone było w strajku to jesteście w
błędzie. To typowe zachowanie tutejszych taksówkarzy.
Machając ręką na
paryskie taxi nie wiecie, czy uda się Wam je zatrzymać czy nie. Po pierwsze
taksówkarze zatrzymują się tylko i wyłącznie, jeśli Wasz wygląd, przypadnie im
do gustu. A nawet, jeśli, uda się Wam zatrzymać kierowcę, to dopiero połowa
sukcesu. Nie wsiądziecie do samochodu, lecz kierowca powoli opuści szybę i
rzuci „Dokąd?” Jeśli adres podany przez
Was, mu nie odpowiada, to powie, że mu nie po drodze, i odjedzie bez żadnych skrupułów.
Jeśli jesteście w czwórkę, to żaden taksówkarz Was nie zabierze, gdyż
pasażerowie nie mają prawa, siadać na przednim siedzeniu. Reguła ta oczywiście
zostało „ustanowiona” przez samych zainteresowanych, zmuszając klientów na
zwerbowanie dwóch taksówek. Po moim wieczorze panieńskim, wraz z siostrą i
dwoma koleżankami, które nocowały u mnie w domu, szukałyśmy taksówki ponad
godzinę. Za każdym razem, gdy kierowca widział, że jesteśmy w czwórkę, odjeżdżał
z piskiem opon. Nie interesowało go, że cztery młode, samotne dziewczyny, w
środku nocy na Champs Elysée stanowią smakowity kąsek, dla tutejszej łobuzerki.
W końcu, jeden z portierów pięciogwiazdkowego hotelu „Four Season” zlitował się
nad nami, i znalazł nam taksówkę. Takie historie, mogę opowiadać Wam godzinami.
O tym jak taksówkarze wykorzystywali fakt, że jestem obcokrajowcem, wioząc mnie
na około, dopóki nie upomniałam się o swoje. O tym, że nigdy nie mają reszty,
aby wydać z banknotu. O tym, że ich terminale nigdy nie działają i dlatego nie
mogą przyjąć kart płatniczych. O tym, że mimo iż licznik powinni włączać
dopiero gdy ruszają, to często mają nabitą na nim gigantyczną kwotę. O tym, że
dyskretnie włączają inną strefę, aby podbić rachunek. O tym, że doliczają sobie
w cały świat za bagaż, kota, psa, baaa a nawet wózek dziecięcy. O tym, że
wystawiając mi walizki na lotnisku, zamiast położyć je na wózek bagażowy, który
podsunęłam, kładą je na ziemi, nie zwracając absolutnie uwagi, że mam dziecko w
nosidełku. O tym, że za każdym razem wloką się przez miasto, tak, aby złapać
wszystkie czerwone światła. O tym, że są antypatyczni, nieuprzejmi, opryskliwi,
aby nie powiedzieć chamscy. Paryscy taksówkarze chyba się po prostu zapomnieli.
I nagle pojawił
się Uber, amerykański pomysł i koncept, polegający na korzystaniu z usług przewozowych
nieprofesjonalistów. Najpierw wersja VTC, czyli samochody z szoferem, często
luksusowe Berliny, z których usług korzystali goście hotelowi. Kierowcy VTC,
mili, uśmiechnięci, eleganccy. W samochodzie czeka na klienta butelka wody, miętowe
cukierki, świeża prasa. Kilkakrotnie korzystałam, zawsze zadowolona, nie tylko,
z jakości obsługi, ale również ceny, wyjątkowo konkurencyjnej, w porównaniu z
taksówką. Kolejnym etapem, były samochody, zwykłych ludzi. Chcesz sobie dorobić
po pracy? Zapisz się do Uber, jako kierowca. Swoim własnym autem, będziesz mógł
przewozić ludzi, mając stałe, wyznaczone ceny (bardzo konkurencyjne) i
odprowadzając prowizję platformie Uber. Oczywiście, nie muszę wspominać, że
całokształt usług, sterowany jest przez internet, aplikacje w telefonie,
posiada serwis geolokalizacji, i co do minuty wylicza czas oczekiwania.
W ubiegłą sobotę,
po zakończonej kolacji, kolega zamówił transport via Uber, na samochód czekał
dokładnie trzy minuty! Koszt jego przejazdu z naszego domu, do jego mieszkania,
wyniósł 32 euro. Kilka miesięcy wcześniej, ten sam kolega, również w sobotni
wieczór zadzwonił po taksówkę, nie dość że czekał ponad pół godziny to jeszcze
zapłacił ponad 50 euro. Gdy moi rodzice z siostrą i jej dziećmi jechali na
lotnisko, a ja z powodu choroby, nie mogłam ich zawieść, podstawiona taksówka,
miała nabite na liczniku dokładnie 24 euro, a na koniec kursu, pan skrupulatnie
policzył dodatkowe pieniążki, za każda torbę.
Paryscy
taksówkarze, przez lata mieli monopol na transport prywatny, zresztą dotyczy to
również taksówkarzy z innych miejscowości. I teraz, gdy ten monopol się kończy,
no cóż, klienci, przerzucają się na inne, lepsze, sprawniejsze środki
transportu. Oczywiście, taksówkarze płaczą, że ich licencja jest droga i
kosztuje między 200 a 300 tysięcy euro, ale to również ich wina! Sami, swoją
zachłannością, wywindowali tą cenę. Państwo udziela licencji gratis, owszem,
zgadzam się, że ich ilość jest zdecydowanie za mała, jednak są one całkowicie
nieodpłatne, i co roku, ustawiają się po nie kolejki chętnych. Okres
oczekiwania, może być nawet do pięciu lat. Dlatego też, często aspiranci
taksówkarze, odkupują licencję od swoich emerytowanych kolegów, a Ci, no cóż,
co roku podbijają cenę. W samym Paryżu, licencja wzrosła prawie 40 razy, od
połowy lat siedemdziesiątych. Jeszcze na początku lat pięćdziesiątych,
taksówkarze, przechodzący na emeryturę musieli zwrócić licencję prefekturze
policji, która następnie wydawała ją, kolejnemu pokoleniu. Jednak taksówkarze,
i związki zawodowe, wywalczyli sobie prawo dożywotnie licencji, która z czasem
stała się towarem wartościowym, i zabezpieczeniem na przyszłość na równi z
mieszkaniem, czy akcjami bankowymi. Taksówkarze, sami sobie zgotowali ten los.
Na początku lat
trzydziestych XIX wieku, prawie 30 tysięcy taksówek, rozwoziło paryżan po
okolicy. Dziś, niemal wiek później, mimo ogromnego przyrostu mieszkańców
miasta, oraz milionów turystów odwiedzających miasto, w Paryżu funkcjonuję
tylko 17 tysięcy taksówek. W 2010 roku, rozpoczęła się jednak liberalizacja
rynku, który przez lata był okupowany prze taksówkarzy. Mimo sprzeciwu związków
zawodowych, rząd wypuścił prawie 1000 nowych licencji na Paryż, zobowiązał
taksówkarzy do stałych godzin pracy, a przede wszystkim do kursów w godzinach
szczytu, i w nocy. Mimo to, według strony hotel.com, która przeprowadziła
badania opiniotwórcze, prawie 40% klientów, nie jest nadal w stanie uzyskać
taksówki. Turyści, ulokowali paryskie taksówki na 15, następnie 16, a w
ubiegłym roku 17 miejscu, w rankingu światowych taksówek i serwisu. Biorąc pod
uwagę aktualne wydarzenia, przyszłoroczny ranking, na pewno nie będzie dla nich
pozytywny.
Podczas „operacji
ślimak” oraz blokowania strategicznych punktów miasta, takich jak dworce i
lotniska, taksówkarze ukazali się z bardzo ciemnej strony. Przejawy agresji
wobec pasażerów Uber, VTC, ale i Autolib (samochody do wypożyczenia, na kartę
kredytową, samochód miejski) i taksówkom motorowym, które stanowią również konkurencje,
tego archaicznego i skorumpowanego gangu. Zarówno kierowcy, jak i pasażerowie,
zostali pobici, doszło do poważnych uszkodzeń wielu pojazdów, niektóre nawet
sataneły w płomieniach. Rząd potepił zachowanie taksówkarzy, jednak przychylnie
rozpatrzył ich sprzeciw. Amerykański koncern Uber, w przyszłym tygodniu, ma
spotkanie w ministerstwie, i prawdopodobnie, nie pozostawi sprawy na tym
etapie. Wydaje się, że sytuacja zakończy się w Trybunale Europejskim, gdyż
prawo konkurencji i wolnego rynku, jest ewidentnie łamane.
Tymczasem, my
mieszkańcy Paryża i Francji, jesteśmy grupą najbardziej poszkodowaną w tych
chaotycznych przepychankach. Spóźnieni na samoloty, spóźnieni na pociągi,
spóćnieni na spotkania biznesowe, stojący w makabrycznych korkach, również
postanowiliśmy zabrać głos. Bojkot francuskich taksówek już się zaczął, i jeśli
jeszcze kilka dni temu, mieliśmy choć odrobinę współczucia i zrozumienia dla
ich sprawy, o tyle dziś pokazujemy im z uśmiechem na twarzy środkowy palec, i
wsiadamy do samochodu Ubera, głośno trzaskając drzwiami.