Gdy w poniedziałek
rano, wstawałam zmęczona, po miłym, lecz zabieganym weekendzie, nawet przez
chwilę nie przeszła mi myśl, jak przykre i straszne staną się dla mnie
nadchodzące godziny.
Mój mąż, nigdy
nie odwozi starszej córeczki do przedszkola w poniedziałki, gdyż jego grafik,
mu na to nie pozwala. Jednak ten poniedziałek był inny. Gdy chwilę po
dziewiątej, moja komórka zaczęła dzwonić nieustannie, zdenerwowana odebrałam.
Po chwili szybkiej wymiany zdań z mężem, dowiedziałam się, że przed budynkiem
przedszkola, stacjonuje samochód policyjny, ale również i telewizyjny.
Zestresowani rodzice, przekazywali sobie w kółko wiadomość, że w placówce
doszło do „złego dotyku», ale na razie nie mają więcej szczegółów. Nauczyciele
jednak przekonywali rodziców, do pozostawienia swoich pociech pod opieką
placówki, przekonując ich, że nic się strasznego nie stało.
źródło internet |
Kilka telefonów
później, które wykonałam do moich „przedszkolnych koleżanek” siedziałam na
łóżku, z oczami pełnymi łez. Matki, które ze mną rozmawiały, uczestniczyły
również w porannym zebraniu delegacji rodziców, przedszkola i merostwa. Okazało
się, że jest gorzej niż myślałam. Sprawa dotyczy czteroletniej dziewczynki,
która pod koniec ubiegłego tygodnia, po odebrania z placówki, zaalarmowała
rodziców swoim zachowaniem. Obdukcja lekarska i rozmowa z psychologiem
szpitalnym, potwierdziła objawy rodziców.
Dziecko było ofiarą przemocy
seksualnej.
Kiedy, jak, kto, dlaczego??? Pytania kłębiły się w mojej głowie,
gdy jak szalona pędziłam samochodem do przedszkola, aby odebrać córeczkę. Pod
placówką, zastałam ogromną ilość zaniepokojonych rodziców, którzy tak jak ja
pragnęli odebrać swoje pociechy. Pod bramą stały kolejne radiowozy, a na
terenie ośrodka, kręcili się policjanci. Zdesperowani rodzice, spanikowani i
przerażeni, snuli już najgorsze wizje. Padły podejrzenia, na sprzątacza, który
nieszczęsnego dnia, miał natknąć się na dziewczynkę w toalecie. Zaczęły krążyć
już najgorsze plotki, i tak naprawdę, trudno było rozróżnić prawdziwe
informacje, od tych fałszywych. Gdy o 11.30 otworzyła się brama przedszkolna,
stanęły w niej dwie dystyngowane kobiety, które zapytały się czy wśród
zebranych, są reprezentanci organizacji rodziców. Podniosłam rękę, i zostałam
zaproszona do środka. Poinformowano mnie, że odbędzie się zebranie
nadzwyczajne, w którego skład wchodzić będą przedstawiciele rodziców, ale
również i merostwa, oświaty, a nawet sama inspektor edukacji narodowej.
Zdążyłam wykonać kilka telefonów, po pozostałe koleżanki i kolegów z
organizacji, gdy kazano nam usiąść do stołów.
Trzy godziny, za zamkniętymi
drzwiami, trzy godziny gorących dyskusji, przepychanek i szarpania. Wyszliśmy
wycieńczeni i zszokowani postawą przedstawicieli merostwa, którzy starali się
zminimalizować sprawę, aby nie powiedzieć, że ją uciszyć. Jeszcze bardziej
pobudzeni, ruszyliśmy do dalszych, popołudniowych działań, których efektem
końcowym było nieformalna, wieczorna demonstracja, (która przerodziła się w
spotkanie) przed budynkiem merostwa, oraz reakcja lokalnej prasy. Gdy o 18
pojawiłam się z dziewczynkami, na manifestacji, byłam już wrakiem emocjonalnym,
gdyż dowiedziałam się wielu przykrych szczegółów dotyczących afery. Atmosfera w
Sali obrad, była bardziej niż gorąca, tam po prostu kipiało. Dyrektorka
ośrodka, nawet nie pojawiła się, aby bronić swojej placówki, i może nawet
lepiej, gdyż prawdopodobnie, zostałaby zlinczowana. Była natomiast babcia pokrzywdzonego
dziecka, a z czasem pojawił się również sam Pan Maire. Zaczęła się debata,
która przerodziła się w zaciekła dyskusję, a nawet awanturę. Podano nam do
wiadomości, iż policja zajęła się szczegółowo śledztwem, i nadzoruje je sama
prefektura główna. Są nowe poszlaki, które wskazują na próbę gwałtu, lecz na szczęście
sam akt, nie został dokonany. Mężczyzna, sprzątacz budynku, został jak na razie
oczyszczony z zarzutów i wypuszczony. Śledztwo, idzie w kierunku agresji
seksualnej dokonanej przez inne dziecko. (!!!!) Dziś rano, wiemy już, że stało
się to na terenie placówki, podczas tzw zajęć pozalekcyjnych TAP, organizowanych
przez merostwo, i nadzorowanych przez specjalnych animatorów, pracowników
merostwa. Trwa w dalszym ciągu śledztwo w tej sprawie, jednak najgorsza
hipoteza została odrzucona, co oczywiście, było najwspanialszą poranna
wiadomością.
Jednak wczorajsza debata, jak i dzisiejsze rozmowy sprowadzają się
do jednego punktu? Jak wygląda opieka nad naszymi dziećmi, na terenie
państwowych placówek? Problem na temat przemocy seksualnej wśród rówieśników,
lub zbytniego zainteresowanie tym tematem, wielokrotnie deklarowany przez
rodziców, dyrektorce placówki, jak i również osobom odpowiedzialnym za edukacje
w merostwie, był po prostu ignorowany. Również te osoby, informowany były
regularnie, w temacie braku odpowiedniej opieki, i przejawu zainteresowania
pracowników – animatorów merostwa. Dzieci, samodzielnie udawały się do toalet,
bez nadzoru osób dorosłych. Potrafiły się chować w salach, klasach i innych
pomieszczeniach gospodarczych budynku, co pozostawało niezauważone przez opiekunów.
Padło, więc pytanie, kim są ludzie, którzy zajmują się naszymi dziećmi? Jakie
mają ku temu przygotowanie, jakie szkolenia? Mimo, iż sprzątacz, został odsunięty
z kręgu podejrzeń, to pozostaje pytanie, co osoba, niemająca nic wspólnego z
systemem edukacji, robi na terenie placówki, sam na sam z małym dzieckiem? Jak
do tego doszło? Kto zawinił? Kto zostanie pociągnięty do odpowiedzialności? Czy
potrzeba było, aż takiego skandalu, aby coś się ruszyło? Czy wcześniejszy alarm,
podnoszony przez rodziców nie wystarczył?
Polecą głowy,
zarówno w naszym przedszkolu, jak i w merostwie. Sam Mer, miał bardzo
zdziwioną, a nawet przerażoną minę, gdy wczoraj na zebraniu, dowiadywał się o
wszystkim. No cóż, armia jego pracowników, była zbyt zajęta pilnowaniem swoich
stołków, aby zainteresować się problemami placówki. Pani Dyrektor, na którą od
kilku lat wpływają skargi pisane przez rodziców, i organizacje szkolne, zajęta
była innymi sprawami, niż rozwiązywanie kłopotów jej podopiecznych.
Przepychanie się od wielu miesięcy, między tymi dwoma instytucjami, brak
jakiejkolwiek reakcji z ich strony na alarmujące informacje, napływające coraz
częściej od rodziców, nieprawidłowo przeszkolony personel, oraz brak
profesjonalnej opieki nad naszymi dziećmi doprowadziły do tego, że sprawy
zaszły zdecydowanie za daleko, a na terenie placówki wydarzył się dramat…
Nie życzę żadnemu
rodzicowi, aby taki dramat jak tej małej dziewczynki, dotyczył jego dziecka, gdyż
prawdą jest, że czterolatka, będzie teraz potrzebowała wielu miesięcy, aby móc
się odbudować psychicznie ale i fizycznie, i na nowo zaufać zarówno dorosłym,
jak i dzieciom. Jestem przerażona, że akty, tak silnej i wielkiej przemocy
seksualnej, zaistniały między dziećmi, które nie mają nawet sześciu lat!!!
Mówimy tu przecież o próbie gwałtu, z obrażeniami fizycznymi! Jestem
zdruzgotana, gdyż dotyczy to przedszkola, do którego uczęszcza moja córeczka, i
ona również, jak każda jedna, z jej koleżanek, mogła być potencjalną ofiarą
tego brutalnego ataku. Jestem załamana brakiem jakichkolwiek kompetencji,
zarówno Pani Dyrektor, jak i wysoko postawionych pracowników merostwa. Jedyne,
co może oczyścić placówkę, z zżerającej ją od wewnątrz gangreny, jest prawie
całkowita wymiana personelu, zarówno administracyjnego, opiekuńczego jak i
pedagogicznego, co obiecał na Pan Maire.
Od rana, w
przedszkolu odbywają się zebrania, z dyrekcją, nauczycielami, opiekunami i innymi
osobami odpowiedzialnymi za prawidłowe funkcjonowanie placówki. W spotkaniach
tych uczestniczą, osoby, bardzo wysoko postawione w urzędzie, w oświacie a
nawet w ministerstwie. W tym tygodniu, w przedszkolu rozpocznie się seria
spotkań z psychologiem dziecięcym, aby złagodzić niepewność, strach i napięcię,
wśród najmłodszych. Pan Maire, obiecał, że osobiście, zajmie się aferą
dotycząca naszego przedszkola. Pierwsze działania, polegające na osobistych
dyskusjach z rodzicami, już się rozpoczęły, gdyż znam osoby, które dziś rano
otrzymały telefon od zarządcy miasta, który był zainteresowany ich opinią i
odczuciami.
Lilianka, do
końca tygodnia, pozostanie pod moją opieką w domu. Zobaczymy, jakie kroki
podejmiemy my, jej rodzice, w kwestii kontynuowania jej nauki właśnie w tym
przedszkolu.
To straszne ze takie rzeczy dzieja sie nawet w przedszkolach i to ze winne moze byc inne dziecko?! Trudno w to uwierzyc i wspolczuje.
OdpowiedzUsuńwspółczuję stresu i niepewności.Myślałam,że w innych krajach nie ma
OdpowiedzUsuńtakich zaniedbań - bo w Polsce to i owszem , a tu klops.
mam nadzieję,że zmienią dyrekcję i personel i wkrótce wszystko wróci
na swoje tory, czego życzę z całego serca
Ja bym po prostu zabrała dziecko z takiego przedszkola. Nie wyobrażam sobie żeby moja córka po takiej aferze mogła dalej tam uczęszczać. Niestety pedagodzy są beznadziejni nie tylko w Polsce jak widać. Szkoda, że nie przechodzą jakiś testów które pokazałyby, że mają predyspozycję do pracy z dziećmi i młodzieżą. Współczuję takich wrażeń...
OdpowiedzUsuńOd paru tygodnie w mojej szkole podejmuje sie wzmożone środki zapobiegające podobnym tragediom w związku z taka sama sytuacja, która wydarzyła sie w jednej z naszych placówek bodajże w wielkiej brytanii. Składamy regularne raporty i sprawozdania dotyczące tego, kiedy jesteśmy z dzieckiem sam na sam, dlaczego, jak można tego uniknąć, w jaki sposób mamy kontakt fizyczny z dziećmi, dlaczego, co, jak, gdzie, kiedy... Problem polega na tym, ze w klasach żłobkowych i przedszkolnych dzieciom wciąż zdarzają sie wypadki toaletowe i to nauczyciele zajmują sie przebieraniem. W szkolnym gabinecie psychologa także obowiązują poufne kontakty dziecko-dorosły. Dzieci same chodzą do toalety, choć dopiero po uzyskaniu pozwolenia nauczyciela - ale w tej łazience mogą przecież spotkać dziecko z innej klasy, albo nawet nauczyciela. Poza tym niektóre dzieci czasem trzeba wziąć na ręce, przytulić, pocieszyć, otrzeć łzy, obejrzeć stłuczone kolano, by ocenić, czy potrzebna jest interwencja pielęgniarki... która rownież sama zostaje z dzieckiem, co prawda za szklanymi drzwiami, ale zasłoniętymi parawanem. W tej całej akcji chodzi jak najbardziej o bezpieczeństwo dzieci, a demonizowani są dorośli, którym na tych dzieciach zależy. W ciagu dnia obecność ekipy sprzątającej jest niezbędna, bo w jaki inny sposób moglibyśmy mieć czyszczone raz na godzinę toalety? Jest dwóch panow konserwatorów, którzy dbają o to, by na podwórku nie leżały połamane gałęzie i by huśtawka nigdy sie nie urwała. Są osoby, które zajmują sie zamawianiem kredek i zeszytów, i regularnym sprawdzaniem zaopatrzenia klas i magazynu. Mamy trzech ochroniarzy, którzy - jestem przekonana - z oświata i wychowaniem dzieci nie maja nic wspólnego, ale codziennie dbają o bezpieczeństwo nasze i dzieci, i o to, by nikt niepowołany na kampus szkoły nie wszedł. Nie ma takiej możliwości, by w budynku szkolnym obecni byli jedynie nauczyciele i dzieci. Osoby trzecie są i bedą, trzeba po prostu dokładnie sprawdzać, kim one są. Choć to tez niewiele pomaga; dziecko z tamtej brytyjskiej placówki było molestowane przez nauczyciela z kilkunastoletnim stażem, od lat uczącym w szkole.
OdpowiedzUsuńa tak w ogøle to o co kaman w tym poscie?
OdpowiedzUsuńPaulino jestem calym sercem z Wami! Az dostalam gesiej skorki czytajac Twoj wpis! Sama jestem mama 2.5 letniego chlopca, ktory od wrzesnia pojdzie po raz pierwszy do francuskiego przedszkola (aktualnie jest w zlobku). I za kazdym razem, gdy dochodza do mnie takie tragiczne wiesci w mojej glowie trwa walka. Przeraza mnie mysl, ze dorosly moglby mu zrobic krzywde, a teraz nowym zagrozeniem staja sie rowiesnicy, albo inne dzieci??? niewiarygodne!!! Paulino, napisz prosze w koncu jak to sie wszystko skonczylo, trzymaj nas na biezaco! jestem naprawde wstrzasnieta! Anita
OdpowiedzUsuńSzok i masakra....
OdpowiedzUsuń32 lata pracuję w przedszkolu , ale nigdy nie spotkałam się z podobnym zjawiskiem. Owszem były sytuacje, że dzieci w toalecie rozbierały się i oglądały nawzajem,a potem jedno na drugie skarżyło, ale podobnych zdarzeń nie miałam w swojej karierze pedagogicznej. No cóż potwierdza się powiedzenie " cudze chwalicie , swego nie znacie " . Zawsze chwalimy coś co jest daleko, bo na zachodzie to......dobrze, a w Polsce to....... źle. Mam na myśli system edukacji. W Polsce nie do pomyślenia jest , żeby w klasie przedszkolnej było 40 dzieci, a we Francji to się spotyka. We Francji dzieci i rodzice chodzą po przedszkolu w butach, u nas musza mieć czyste pantofle. We Francji klasa jest odkurzana raz w tygodniu , lub dwa razy w Polsce dwa razy dziennie. Przynajmniej u mnie w moim przedszkolu. Toalety są myte kilka razy dziennie. Kiedyś w Paryżu byłam w gabinecie pediatrycznym i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam stan sanitarny i czystość tego miejsca. U nas już by je dawno sanepid zamknął, a rodzice wezwali by TVN24 . Wszystkich niezadowolonych rodziców z warunków w polskich przedszkolach zapraszam do obejrzenia przedszkoli francuskich. W tych co byłam , żadne nie rzuciło mnie na kolana , a polskie owszem.I nie chodzi mi tylko o przedszkola prywatne. Te państwowe też są świetnie wyposażone i zorganizowane. Szczególnie w ostatnich latach.I przede wszystkim u nas pracuje wykwalifikowany personel. Czasy , gdy nauczycielki i obsługa były z tzw. " łapanki" i "z ulicy" już dawno minęły. Wszystkie panie mają przynajmniej licencjackie wykształcenie, ( u mnie w przedszkolu wyższe), a obsługa przynajmniej średnie. W większości ma tu ludzi przypadkowych.Tak jak u Was. Co to znaczy, że dzieci w porze poobiedniej są pilnowane przez opiekunów z merostwa. ? A gdzie są wtedy nauczycielki i co robią ? Maja przerwę na lunch ?. Opisana przez Ciebie sytuacja jest rzeczywiście okropna. Szkoda dziecka i rozumiem strach rodziców. Mam nadzieje , ze wasze władze wyciągną konsekwencje w stosunku do dyrektorki, bo działanie placówki zależny też w głównej mierze od niej.
OdpowiedzUsuńDzien dobry,
UsuńZgadzam sie z Pania co do stanu przedszkol we Francji. Sama pracowalam w przedszkolu, teraz w podstawowce, ale przedszkole jest za murkiem i wiem co tam sie dzieje. Fakt, ze stan budynku, czystosci w klasach jest czasami sredni (brudne buty, kurze i inne miejsca klasowe), co do toalet ,myte sa raz na dzien. Na pewno mozna by polepszyc niektore rzeczy.
Co do nauczycieli, wyksztalcenie maja dosyc wysokie (licencjat+2 lata "szkoly przygotowawczej" badz magister), i podczas momentow w ktorych opieke nad dziecmi przejmuja osoby z merostwa, nauczyciele po prostu wracaja do domu poniewaz ich godziny pracy sie skonczyly (tu nadchodzi skomplikowana kwestia pt. praca w srode, ktorej wczesniej nie bylo, a teraz jest, wiec dni sa "krotsze" ale ktos sie potem musi tymi dziecmi zajac, czyt. pracownicy z merostwa, z wieksza lub mniejsza kwalifikacja... czesto mniejsza). Za to co dzieje sie w tych momentach TAP nauczyciele nie sa odpowiedzialni. Powinni za to byc o wiele bardziej ostrozni co do zachowania dzieci, i tego co moze im to pokrzywdzone dziecko powiedziec. Tymczasem jest to czesto zignorowane, a przemoc niestety wzrasta i zdarza sie wlasnie taka tragedia. Moja corka pojdzie do przedszkola we wrzesniu, i wiem, ze bede bardzo wymagajaca co do opieki i ogolnego klimatu szkolnego. Eh, co za swiat... szkoda dziecka po prostu.
Agato, zgadzam sie z tobą, i doskonale wiem o czym mówisz/piszesz. Jednak czytelnicy polscy, maja problem ze zrozumieniem tutejszego systemu, co jest naturalne bo nawet rodowici Francuzi juz sie w tym pogubili. Osoby które pracują dla TAP to niestety często ludzie w łapanki. U nas w przedszkolu pracuje Pani Iwona, Polka która jest wspaniała osoba, kochająca dzieci i dbająca o nie. Mam wielkie szczęście gdyz moja Lilke otacza szczególna opieka, jako ze jest to jej rodaczka ;) cóż swój ciągnie do swojego! Moja córcia ale i inne dzieci ja uwielbiają. Jednak wiem zarówno od niej jak i innych osób, ze niektórzy animatorzy absolutnie minęli sie z powołaniem. Szkole pożera gangrena, ale to tez wina systemu w jakim żyjemy. Dyrektorka jest absolutnie winna, gdyz wszystkie uwagi dotyczące podobnych incydentów, po prostu mówiąc dosadnie olewała. Cała ta historia, gorzka i przykra, daje wiele do myślenia i mam nadzieje ze poruszy debatę na większa skale. Z kim zostawiamy nasze dzieci?!?!
UsuńKoszmar. Czy do tej pory bylisćie zadowoleni z tej placówki? Warto pomyśleć o zmianie!
OdpowiedzUsuń